piątek, 4 stycznia 2013

Co z tobą nie tak?


            Nie wiedział co o tym myśleć. 
            Nie miała w zwyczaju go oszukiwać, zresztą zwykle nawet nie próbowała. Była beznadziejnym kłamcą i zwykle od razu mógł poznać, że coś kręci. Tym razem jednak jej się udało. Okłamała go. Bezczelnie i prosto w oczy. To znak, że stawała się w tym coraz lepsza, albo to on coraz gorzej sobie radził. Jakkolwiek brzmiała odpowiedź, Syriusz czuł, że nie wróżyła nic dobrego.
            Znalazł ją nadspodziewanie szybko, choć mało zabrakło, by jej nie poznał. Stała przy jednym ze stolików i rozmawiała z kimś kogo nie widział i wcale nie wysilał się, by dostrzec. Jedyną jego myślą było to, że gdyby nie był w niej zakochany, zakochałby się właśnie w tym momencie. Jeszcze nigdy nie wyglądała aż tak pięknie. Krótka, czerwona sukienka podkreślała jej talię sprawiając, że miał ochotę opleść ją ramieniem i przycisnąć do siebie. Ciemne oczy błyszczały zza firanki czarnych jak węgiel rzęs, a usta pociągnięte czerwoną szminką kusiły, jakby stworzone po to, by je całować.
            Chrzanić bal, dormitorium jest puste.
            Zauważyła go. Uśmiechnęła się, a jego serce dziwnie zachrobotało. Jeśli jednak był to pierwszy symptom ataku serca albo czegoś takiego, to on nie miałby nic przeciwko, by umrzeć w taki sposób. Znalazł się przy niej w błyskawicznym tempie. Stanął tuż za jej plecami i pochylił się do jej ucha.
            - Wyglądasz...
            - Bez tanich komplementów – ukróciła jego starania krótkim zdaniem. 
            Odwróciła się i spojrzała na niego z promiennym uśmiechem. 
            - Dziękuję. Ty też wyglądasz wspaniale. Dziś wieczorem ustawiam się wśród tych, które chciałyby cię schrupać.
            Nie wyglądał jakby słyszał choć jedno jej słowo. Zamiast tego wpatrywał się w nią niczym bezmyślne cielę. Zastukała  paznokciem w stolik, czując się nieswojo pod wpływem tak intensywnego spojrzenia.
            - To wszystko zasługa Lily – powiedziała w końcu, jakoś niezdarnie i w swoim mniemaniu całkiem bezsensownie. 
            Syriusz wcale się tym nie przejął, jego mózg przetwarzał dane w zdecydowanie spowolnionym tempie.
            - Lily? - powtórzył bezmyślnie.
            - Tak? – U jego boku zmaterializowała się sama zainteresowana. Spojrzała na niego zaczepnie. – Jenny wygląda zjawiskowo, nieprawdaż? – zapytała, a jej głos wypełniało samozadowolenie.
            Nie potrzebowała jego potwierdzenia, nawet na nie nie czekała; zamiast tego mruknęła do niego coś jeszcze, a pod wpływem tych słów Syriusz wyszczerzył zęby w wyjątkowo niepoprawnym uśmiechu, nawet jak na niego. Jenny nie dosłyszała ani pół słówka, ale ich miny mówiły jej wystarczająco dużo, by na jej policzki wypłynął cień rumieńca. Black ugryzł się w język i nie skomentował czerwonych policzków przyjaciółki, ale jego wymowny uśmiech wystarczył, by dziewczyna spiorunowała go wzrokiem. To nic nie znaczy, miała ochotę mu powiedzieć, ale wdawanie się w tego typu dyskusje pod nosem Lily mogło nie skończyć się dobrze.
            - Z kim przyszłaś? – zapytał Syriusz lekko, a ona z ulgą przyjęła tę zmianę tematu. Nie mogła jednak sobie darować wbicia mu choćby malutkiej szpileczki.
            - Z osobą tak atrakcyjną, że nie wyobrażam sobie innego scenariusza niż tylko pod koniec wieczoru wylądować z nią w jednym dormitorium – powiedziała z prostotą, a jednocześnie odrobinę cierpko. Z satysfakcją odnotowała zaniepokojenie w jego oczach. Wcale nie było jej go szkoda. Wcale. Splotła ręce na piersi. - Z Evans – dorzuciła po chwili, wskazując brodą na rozpromienioną Lily i spojrzała na niego wojowniczo.
            Syriusz na zmianę otwierał i zamykał usta, jakby próbował coś powiedzieć, ale nie bardzo wiedział, co. Nieczęsto brakowało mu słów, tym razem jednak nie potrafił odpowiednio skomentować tego, niezwykłej urody, lecz zupełnie niespodziewanego duetu. Ledwo udało mu się zaakceptować fakt, że Jenny stała się przebiegłą kłamczuchą, a już serwowała mu następną rewelację pod tytułem "Evans pociąga mnie bardziej niż ty". Oczywiście takie wyznanie było o wiele lepsze od "Taylor pociąga mnie bardziej niż ty", lecz wciąż trudno było ogarnąć je umysłem. Musiał wiedzieć co ona sobie myślała. 
            Chwycił ją za ramię i pociągnął za sobą poza zasięg uszu Lily.  
            - Mówiłaś, że idziesz z Taylorem! – zawołał.
            Wyglądała na zupełnie nieprzejętą, nawet na niego nie patrzyła, wzrokiem lustrowała zawartość stolika. Grała, wiedzieli o tym oboje.
            - Technicznie rzecz biorąc... – zaczęła i sięgnęła po szklankę z musującym napojem. Spojrzała na niego wojowniczo.  – Nigdy niczego takiego nie powiedziałam.
            - Nie zaprzeczałaś! – Syriusz nie dawał za wygraną. 
            Zacisnął dłonie w pięści kiedy ona lekceważąco wzruszyła ramionami.
            - Do tego mogę się przyznać  – odparła z kpiącym uśmiechem i upiła łyk ze swojej szklanki, utrzymując przy tym kontakt wzrokowy.
            - Dlaczego?
            Westchnęła ciężko i odwróciła na moment wzrok. Syriusz bez słowa czekał na jej odpowiedź, a ona mruknęła pod nosem coś niezrozumiałego.
            - Nie będę między wami wybierać – powtórzyła głośniej, jej niepewny wzrok spoczął na jego twarzy. 
            Gra skończona; zobaczył w jej oczach zmęczenie i rezygnację, które sprawiły, że stracił ochotę zagłębiać się w ten temat i męczyć ją pytaniami. Jednak w jego głowie rozbłysło nagłe zrozumienie pewnego faktu, którego nie był w stanie zignorować.
            - Więc gdyby nie on, poszłabyś ze mną? – zapytał ciszej, uważnie się jej przyglądając i tylko dzięki temu zauważył przebiegający przez jej usta uśmiech. 
            Kiwnęła głową.
            - Ale gdyby nie ty, poszłabym z nim.



            Rose porwała ze stolika kolejną kolorową babeczkę, w duchu była pełna uznania dla osoby, która wynalazła ten cud cukiernictwa. Oblizała odrobinę różowej śmietany, rozkoszując się orzeźwiającym smakiem truskawek i mięty. 
            Oparła głowę na dłoni, zmrużonymi oczami wpatrując się ponad ciastkiem na swojego chłopaka, który obracał właśnie w tańcu jakąś brunetkę. Uśmiechnęła się widząc jego zmęczoną minę, a kiedy piosenka dobiegła końca i usiadł przy niej wzdychając ciężko, podała mu szklankę z ponczem.
            - Spróbuj – posunęła w jego kierunku jedno z ciastek.
            - Mogą być – odparł bez entuzjazmu, ale błysk w jego oku zdradzał, że mówi tak tylko z przekory. 
            Widział jak się nimi zajadała, a błogość wymalowana na jej twarzy była bezgraniczna.
            - Mogą być? – zaperzyła się, po czym spojrzała na niego urażona. – Co z tobą nie tak?
            Nie chciałabyś wiedzieć, pomyślał, ale szybko odrzucił od siebie tę ponurą myśl. Pomogło mu w tym przede wszystkim pojawienie się Jamesa, który opadł na krzesło obok. Jego mina była z katalogu tych, które przybierał kiedy najczęstszym zdaniem padającym z jego ust było: "moje życie nie ma sensu".
            - Jak sytuacja? – zagaił Remus, doskonale zdając sobie sprawę, że przyjaciel najbardziej potrzebuje teraz tylko zachęty do mówienia. Samo pytanie było w gruncie rzeczy retoryczne, ale nie miało to znaczenia: James i tak odpowiedziałby mu teraz na każde.
            - Nie daje mi szansy. Nie mogę się do niej zbliżyć, nie wspominając nawet o porozmawianiu – odparł bezbarwnym głosem, który sam w sobie sprawiał, że i Remus i Rose poczuli ogromną falę współczucia dla Jamesa i nieco mniejszy, acz odczuwalny, przypływ niechęci do Lily. – Moje życie nie ma sensu. Wracam do dormitorium – dorzucił, wstając z miejsca.
            Remus pociągnął go za szatę i usadził z powrotem.
            - Wymyślimy coś – zapewnił ze spokojem. – Lily nie jest aż taka uparta.
            Nikt nie odpowiedział, prawie nikt w to stwierdzenie nie wierzył. Przez chwilę siedzieli w bardzo niekomfortowym milczeniu i przyglądali się wirującym tuż pod ich nosami parom.
            - Mam pomysł – oświadczyła nagle Rose, zaskakując samą siebie. Chłopcy spojrzeli na nią jak na komendę, ich spojrzenia niecierpliwe i pełne ciekawości, a przy tym tak intensywne, że poczuła, że się rumieni. – Nie wiem czy dobry, ale... może...
            Pochyliła się do ucha Remusa i cicho objaśniła mu swój plan. James próbował coś podsłuchać, ale na próżno. Trudno mu było też wyczytać cokolwiek z miny Lupina, a gdy ten wstał i wmieszał się w tłum, nie starał się zbytnio śledzić go wzrokiem. Uśmiechnął się do Rose, która nawet tego nie zauważyła, z niepokojem przygryzając wargę i wpatrując się w ludzi. Mimo wszystko doceniał jej starania, nawet jeśli nie do końca wierzył, że udało jej się wymyślić coś wystarczająco dobrego, by udobruchać Lily.
            W końcu i ona na niego spojrzała, na policzkach głęboki rumieniec, a na ustach nieśmiały uśmiech.
            - Chyba musisz zaprosić mnie do tańca – powiedziała cicho, a on popatrzył na nią, nic nie rozumiejąc. – Musisz – powtórzyła z naciskiem, a jednocześnie zażenowana. – To część planu – wyjaśniła szybko.
            Nie był to pierwszy raz, kiedy robił coś, czego zupełnie nie rozumiał. Chwycił ją za rękę i razem ruszyli na parkiet. Przez chwilę bujali się w rytm spokojnej muzyki, a James zdał sobie sprawę, że to pierwszy raz kiedy ma okazję naprawdę jej się przyjrzeć. Nie była typową pięknością, właściwie to była całkiem zwyczajna, ale było w jej twarzy coś, co mogło przykuć wzrok na dłużej. Nie wiedział czy to duże, ciemnoniebieskie oczy, dwa pieprzyki na lewym policzku, czy ładnie zarysowane usta, ale było w niej coś uroczego. Nie mogła jednak równać się z Lily.
            Nie miała też nawet takiego zamiaru. James nie zauważył gdy wolną ręką wykonała za jego plecami przywołujący gest, ale nawet gdyby było inaczej, nie wiedziałby o co chodzi dopóki nie usłyszałby jej słów.
            - Lily! Odbijany! – zawołała wesoło i zanim James zrozumiał, co się właściwie dzieje, stał już na wprost najpiękniejszej dziewczyny na świecie. 
            Lily rzuciła im niezbyt pochlebne spojrzenie, ale na jej ustach pojawił się lekki uśmiech, psując tym samym cały efekt. Remus, który stał w pobliżu i przyglądał się rozwojowi sytuacji, jednocześnie jedną ręką obejmując Rose w pasie, wolną ręką  pokazał im kciuk do góry. James nie pozwolił sobie na to, by tracić czas. Wyciągnął w kierunku Lily dłoń, którą ona łaskawie przyjęła. Nie odzywali się do siebie aż do końca piosenki. W końcu muzyka ucichła i zaczęła się nowa, żywsza piosenka, a oni stali z opuszczonymi ramionami, wpatrując się w siebie nawzajem.
            - Przejdźmy się – zaproponował cicho, a ona bez słowa poszła za nim. Oddalili się od wirujących tłumów, by stanąć w końcu nad brzegiem jeziora. Lily stanęła tyłem do niego ze skrzyżowanymi ramionami i wpatrywała się w niezmąconą taflę wody, w której odbijała się nadgryziona tarcza księżyca.
            - Zawiodłeś mnie. – To ona zdecydowała się przerwać ciszę, ale nie odwróciła się. Powstrzymała łzy, które cisnęły się do oczu pod wpływem sprzecznych emocji. Chciała żeby podszedł i ją objął, chciała usłyszeć, że ją kocha, a jednocześnie miała ochotę stamtąd uciec i na zawsze wyrzucić go ze swojej głowy. Nikt inny nie potrafił sprawić jej tyle przykrości. Tylko on ostatnio potrafił doprowadzić ją do płaczu.
            - Wiem, Lily. Wiem – odpowiedział cicho, a ona miała ochotę gorzko się roześmiać. Co z tego, że wiesz, Jamesie Potterze? –  Nic mnie nie usprawiedliwia. Ale to już nigdy się nie powtórzy, obiecuję.
            Opuściła ręce i w końcu się odwróciła, jej spojrzenie było twarde i poważne. Nie potrafił nic wyczytać z jej twarzy.
            - Nie obiecuj mi takich rzeczy  – odezwała się, a on podszedł do niej i chwycił ją za dłoń.
            - Nie wierzysz mi?
            - Nie wierzę, że jesteś w stanie ich dotrzymać – odparła, a on poczuł jak jego serce zamiera. Nie był przygotowany na takie słowa. Nie był też przygotowany na to, co nastąpiło zaraz po nich: słodki pocałunek. Nie trwał długo, właściwie skończył się zanim zdążył się rozpocząć na dobre. James nie wiedział, co oznaczał. Lily najwyraźniej też nie.
            - Co za pieprzony bałagan – wymamrotała, bardziej do siebie niż do niego. 
            James i tak nie miał pojęcia o jakim bałaganie mówiła i choć wyglądała na zagubioną, to podobał mu się sposób w jaki przeklinała.
            - Możesz powtórzyć?
            - Co za bałagan – powiedziała niezbyt przytomnie, patrząc na niego ze zdziwieniem.
            - Całość.
            - Co za pieprzony bałagan – powtórzyła w jeszcze większym zdumieniu.
            - Brzmi pięknie w twoich ustach.



            Szukała właśnie kolejnej ofiary, chłopaka w towarzystwie niezbyt zaborczej partnerki którego mogłaby porwać do tańca, kiedy stało się TO. Bez ostrzeżenia, bez żadnych znaków z nieba, zabrakło nawet anielskiego chóru, który w takiej sytuacji, przynajmniej w jej mniemaniu, powinien był się pojawić. Jedynym racjonalnym wyjaśnieniem które przyszło jej do głowy było to, że miałby za dużą konkurencję. Dla Jen wszystko stało się nagle nieporównywalnie mniej ciekawe i mniej atrakcyjne, kiedy usłyszała ten głos. Nie widziała go, ale nie mogłaby pomylić go z nikim innym. Popędziła pod scenę na złamanie karku, a kiedy w końcu przedarła się przez tłum, poczuła że jej nogi miękną, a z sercem dzieje się coś dziwnego. Wpatrywała się jak zahipnotyzowana w stojącego na scenie młodego mężczyznę. Nie mogła uwierzyć własnym oczom, to było wręcz za piękne by mogło być prawdziwe, lecz z drugiej strony nie było nawet mowy o pomyłce.
            - Dobrze się czujesz? – James, który pojawił się znikąd tuż obok niej, wyglądał jednocześnie na zaniepokojonego i szczęśliwego. Pierwszy raz widział ją w takim stanie i choć zastanawiał się jak jego przyjaciółka zareaguje na niespodziankę, to co miał przed sobą przekraczało jego wyobrażenia.
            - Ty to zrobiłeś! – zawołała, w oczach można było dostrzec szaleństwo. Czy też, w najlepszym wypadku, jego zalążki. 
            James w odpowiedzi wyszczerzył zęby i pokiwał głową. Złapała go za krawat i chwyciwszy jego twarz w dłonie, obsypała go pocałunkami, odciskając ślad czerwonej szminki, podczas gdy on w duchu gratulował sobie genialnego pomysłu i  świetnej realizacji.
            - Jak!? – zapytała gdy w końcu go wypuściła, lecz zaraz machnęła ręką. Popatrzyła na niego, w jej oczach błysnęły łzy.  - Nie jestem w stanie ci podziękować!
            Tym razem to James machnął ręką, cmoknął ją w policzek i zostawił pod sceną, słusznie domyślając się, że nie potrzebowała niczyjego towarzystwa. 
            Przez następne kilkadziesiąt minut nie ruszyła się z miejsca właściwie ani na krok. Tupała, klaskała, śpiewała i gwizdała. Wpatrywała się w scenę jak urzeczona. Znała każdą piosenkę na pamięć. Żadna siła, choćby i Voldemort przyszedł i zaprosił ją do tańca, nie była w stanie odciągnąć jej ani na krok od miejsca, które uznała za najlepsze by napawać się wspaniałością Timmy’ego Walkera. Czuła, że to najcudowniejsza noc jej życia, a kiedy Walker, dostrzegając jej niecodzienny entuzjazm zaczął uśmiechać się w jej kierunku, była już tego pewna w stu procentach.
            Nie miała najmniejszego zamiaru zmarnować okazji, która nadarzyła się kiedy po godzinie zszedł ze sceny, ustępując zespołowi, który grał do tej pory. Wzięła głęboki wdech, jej serce waliło w piersi jak opętane, ale to nie mogło jej powstrzymać.
            - Nazywam się Jennifer Johnson i ja... ja... – zaczęła nieporadnie, w głowie miała białą plamę. Potrafiła tylko w niemym zachwycie wpatrywać się w jego niesamowicie niebieskie oczy i usianą piegami twarz.
            - Jenny! – powiedział przyjaźnie i uściskała ją. Choć jej twarz mówiła mu niewiele, a właściwie nic, to po jej zachowaniu pod sceną domyślił się, że to jest mała Jenny, która nieprzerwanie od kilku lat „ma na jego punkcie hopla”, jak pięknie ujął to James.  – Cieszę się, że cię widzę. Wyglądasz pięknie.
            Jej kolana zmiękły tak bardzo, że miała wrażenie że w każdej chwili może się przewrócić i już nie wstać.
            - Pamiętasz mnie? – zapytała odruchowo, lecz zanim jeszcze wybrzmiały, wyrzuciła sobie w myślach własną głupotę. Jak mógłby pamiętać?
            Timmy roześmiał się wesoło.
            - Nie zapomina się dziewczyn, którym śpiewało się serenady – powiedział, a ona na chwilę zapomniała jak się oddycha. - Poza tym jesteś pierwszą i jedyną dziewczyną, która pisała mi tak pełne pasji liściki.
            Nie przejęła się ani trochę faktem, że po latach okazało się, że jej anonimowe listy miłosne nie były ani trochę anonimowe. Była w stanie absolutnego, najwyższego duchowego uniesienia.
            - Kocham cię – wypaliła, wpatrując mu się w oczy i nie zastanawiając się nad tym, co właściwie mówi. –  Kocham twoją mamę, narzeczoną i twojego kota. Kocham wszystko, co cię dotyczy. Słodki Merlinie, umrę jak ze mną nie zatańczysz!
            Uśmiechnął się, wyraźnie rozczulony.
            - Nie mógłbym do tego dopuścić – powiedział, sięgając po jej dłoń.



            - Luniu, zatańczmy! – Usłyszał dziki wrzask tuż przy swoim uchu i wiedział, że mogła to być tylko jedna osoba. Odwrócił się i zobaczył Jen, jej głos i wyraz twarzy wyrażał najwyższego stopnia błogość. Zgubiła gdzieś buty, unosiła się centymetr nad ziemią. Ramiona miała rozłożone szeroko.
            - Gdzie twoje buty? – zapytał, a ona machnęła ręką w nieokreślonym kierunku.
            - Gdzieś tam. Spełniłam marzenie.
            - Walker? – zapytał z prostotą, a ona pokiwała głową z głupawym uśmiechem. – Nago? – dorzucił zaczepnie. 
            Jej uśmiech zbladł na moment, gdy uświadomiła sobie, że wbrew wszystkiemu co do tej pory myślała, mogło być lepiej. Nie zajmowała się tym jednak zbyt długo.
            - Tańczyłam z nim, powiedziałam mu wszystko. Wszystko co kiedykolwiek chciałam mu powiedzieć!
            - Cieszę się – powiedział z uśmiechem i objął ją ramieniem. 
            Tańczyli przez chwilę, a w ciągu tej chwili Jennifer trzy razy stanęła mu na stopę. Remus miał coś powiedzieć na ten temat, a może powiedział, nie miała pojęcia. A to dlatego, bo nagle dostrzegła w pobliżu Kate tańczącą z Syriuszem, jawnie go przy tym uwodząc. Dziewczyna także ją zauważyła i posłała jej wymowny uśmiech, pod wpływem którego serce Jen podskoczyło lekko w piersi, gdy zdała sobie sprawę co to oznacza. To była chwila, która miała rozstrzygnąć cały ich zakład. To nie ona miała sprawy pod kontrolą, ale nie oznaczało to, że nie mogła nic zrobić. Oczywiście, że mogła. I albo zrobi to teraz - a przecież to było takie proste: wystarczyło do nich podejść i zabawić się w odbijanego, wpaść na stolik i go przewrócić lub narobić jakiegokolwiek innego zamieszania - albo nigdy. Nie chciała być przegraną, nienawidziła być przegraną, a perspektywa przegrania z tak irytująco zarozumiałą dziewczyną była wprost nie do zniesienia. A przecież wystarczyło tylko...
            Nie.
            Nie mogła tego zrobić. Zwodzenie go w ten sposób, choćby miała zaraz mu wszystko wytłumaczyć, byłoby okrutne. Dawanie choćby cienia nadziei, tylko po to aby nakarmić własne ego było nie w porządku. Nie mogła używać kogoś tak bliskiego dla zabawy. Nie zdawała sobie sprawy, że mocniej ścisnęła ramię Remusa, kiedy patrzyła jak Kate przyciska usta do ust Syriusza, rozsmakowując się nie tylko w nich samych, lecz także w poczuciu triumfu. 
            Jen zacisnęła zęby, nie wiedząc czy bardziej ma ochotę zamordować ją czy jego, lecz zdobyła się na to, by odwzajemnić pełen satysfakcji uśmiech który został do niej skierowany, kiedy było już po wszystkim. Wymamrotała pod nosem kilka przekleństw. Następne kilka dni to będzie koszmar.



            Bal powoli dobiegał końca kiedy Jen siedziała na schodach do zamku i przyglądała się ostatnim, najwytrwalszym parom na parkiecie. Usłyszała kroki za plecami, sekundę później ktoś się do niej dosiadł. Nie musiała zgadywać, kto.
            - Do końca wierzyłem w twoje zwycięstwo. Stchórzyłaś?
            - Nawet nie zaczynaj – mruknęła i parsknęła cichym śmiechem. Zatkała usta dłonią i z uśmiechem przygryzła skórę na palcu. Kiedy przeszła jej złość, cała sytuacja z zakładem zaczęła wydawać jej się niezwykle zabawna. - Najlepiej zejdź mi z oczu, rozwiązły zdrajco.
            Syriusz wyszczerzył zęby w uśmiechu słysząc ten uroczy epitet.
            - Nie miałem w tym wszystkim nic do powiedzenia. Nic zupełnie. Zablokowała mi usta, sama rozumiesz...
            Wymierzyła mu lekkiego kuksańca między żebra, po czym spojrzała na niego z ukosa, z pełnym rozbawienia wyrzutem.
            - Nawet nie próbowałeś tego powstrzymać.
            Popatrzył na nią jakby była niespełna rozumu.
            - Kto by próbował?
            Zamiast odpowiedzieć, posłała mu wymowne spojrzenie. Zerwała małą stokrotkę i uśmiechnęła się pod nosem, obracając ją w palcach. Była zaskakująco spokojna, wszystko wydawało jej się być na swoim miejscu, choć być może było to wynikiem tylko jej zmęczenia.
            Syriusz bez słowa wpatrywał się w jej profil, podziwiając długie rzęsy.
            - Wiedziałeś od początku? – zapytała, wciąż na niego nie patrząc, lecz on odwrócił wzrok, tak jakby przyłapała go na czymś niewłaściwym.
            - Bardzo trudno było nie wiedzieć – odparł, wzruszając lekko ramionami. –         Chodziły zakłady o to, która z was wygra. Byłaś faworytką...
            - Serio? – zerknęła na niego z zaskoczeniem.
            - Moją faworytką – uzupełnił swoją myśl. Uniosła oczy do nieba i pokręciła głową, uśmiechając się przy tym krzywo. – Trzymałem za ciebie kciuki.
            - Dzięki. – Znów się uśmiechnęła. Tym razem inaczej, łagodniej. Mam nadzieję, że wiesz dlaczego to zrobiłam, chciała mu powiedzieć. Nie powiedziała i sama nie wiedziała dlaczego. – Swoją drogą naprawdę chciałam utrzeć jej nosa – rzuciła, odwracając wzrok.
            - Wciąż możesz to zrobić.
            Oparła głowę o jego ramię. Syriusz zacisnął dłoń na krawędzi schodka na którym siedział, by powstrzymać się od objęcia jej ramieniem i przyciśnięcia do siebie, od pełnego pożądania pocałunku, od zupełnego zapomnienia się.
            - Wróciła już do dormitorium – mruknęła cicho, przymykając oczy. – W pełnej glorii chwały.
            Uśmiechnął się pod nosem.
            - Zmęczona?
            - Padam z nóg – wymamrotała. –  Ale obtańczyłam wszystkich – dorzuciła, odklejając się od jego ramienia.
            - Włącznie z Dumbledore’em.
            Zachichotała na to wspomnienie.
            - Zawsze miałam przeczucie, że doskonale tańczy... Co robisz? – zapytała, zaskoczenie sprawiło, że o wiele głośniej niż zamierzała. 
            Syriusz ułożył obie jej nogi na swoich kolanach i bez słowa odpowiedzi powoli zdjął jej buty, z cichym stukotem odkładając każdego z nich na schodku poniżej. Przeciągnął opuszkiem palca po podbiciu jej stopy, która poruszyła się odruchowo, ale mimo to Jen wcale jej nie zabrała, odurzona przyjemnością którą dawał jego dotyk. I choć jej rozum wręcz krzyczał w wniebogłosy, że nie powinna na to pozwalać, że powinna to przerwać właśnie w tej chwili, ona nawet nie próbowała nic zrobić, pozwalając by dotykał jej zmęczonych stóp, by przynosił jej ulgę, by widział przyjemność malującą się na jej twarzy. Nie wiedziała jak długo mogłoby to trwać, gdyby nie posunął się dalej i nie przejechał dłonią po jej łydce, powodując u niej dziwny dreszcz i przywracając do rzeczywistości. Odskoczyła jak oparzona.
            - Na Merlina, Black – syknęła ze zdenerwowaniem, usiadła prosto i nałożyła z powrotem buty. – Pięć minut bez prób molestowania, czy to tak dużo?
            Tak, brzmiała błyskawiczna i automatyczna odpowiedź w jego głowie. Nie miała pojęcia co to dla niego znaczyło siedzieć obok niej, tak blisko, że czuł jej zapach i wiedzieć, że nie zależy jej na nim nawet w połowie tak bardzo, jak jemu na niej. Nie miała pojęcia jak to było widzieć rozkosz malującą się na jej twarzy pod wpływem jego dotyku i wiedzieć, że dalej nie może się już posunąć, że i tak przekraczał już granicę, a przecież to właśnie to, co powinien, co powinni robić! Do tego, jak na złość, była tego wieczoru tak wyjątkowo cholernie piękna, że nie potrafił na nią nie patrzeć. A ona? Ona przez większość wieczoru go ignorowała, bawiąc się doskonale, nie dostrzegając tego, jak bardzo pali go myśl, że on wcale nie był jej potrzebny. Pozwoliła nawet innej go całować, bez cienia żalu czy zazdrości, a przecież powinna to być ona. Nie chciała się do niego zbliżyć nawet pod groźbą przegrania zakładu, których przecież nie znosiła przegrywać najbardziej na świecie. 
            Był żałosny siedząc z nią na tych schodach. Czy naprawdę stracił już resztki godności?
            Uniósł głowę do góry, pozwalając by chłodne powietrze go otrzeźwiło i wziął głęboki wdech.
            - Wybacz. Trochę mnie poniosło.

8 komentarzy:

  1. Biedny Syriusz... Kocham Jenny i Syriusza. Te ich wspaniałe gierki, teraz mieszane uczucia... Świetni są. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo tego jaki jest Syriusz czasem, to szkoda mi go. Bo kiedy naprawdę się zakochał, to nie może nic zrobić. Pewnie, gdyby ktoś się dowiedział, że on kocha Jenny, to na pewno ona nie miałaby łatwo, ale zdziwiłyby się na pewno, że ona go nie chce. Swoją drogą to Black korzysta z życia, to na pewno mu można powiedzieć ;P. Rozumiem Jenny i to, że nie skorzystała z tego, mimo że przegrała, a teraz będzie jeszcze gorzej ;p. Ale jeżeli pamiętam tekst tego z czym ma chodzić, to może Black się skusi?;P Na pewno fajnie by było dla niego, aby ona się w nim zakochała, ale czy to się stanie? Will na pewno nie byłby z tego faktu zadowolony ;p. Chociaż ja tam za nim nie przepadam ;p. Remus mnie rozwalił z tym piosenkarzem nago ;D. Nie spodziewałam się tego po nim ;P. Kto wie, kto wie... może Timmy'emu wpadnie nasza lekarka w oczko i coś z tego będzie ;D. No dobra, szczerze mówiąc wątpię ;p. Czyli mam rozumieć, że James... jemu udało się dojść do porozumienia z Evans, prawda? ;) Nie lubię smutnego Pottera, jest cudownym chłopakiem, po mimo tego, że czasem nie ma zbyt dobrych pomysłów i zdarza mu się zawinić, np. w tym przypadku. Skoro kocha Evans, to niech właśnie jej poświęca tyle czasu ;). Wiemy, że ona nie umie tańczyć, ale Potter może i jej nie nauczy, jak to już mówił Syriusz, że on nie jest w tym najlepszy, ale na pewno będą się dobrze przy tym bawić ;). Przecież James nie siedzi po kontach tylko właśnie szaleje na parkiecie. Jak on może pozwalać swojej dziewczynie na podpieranie ściany? ;P Miło ze strony Rose, że jakoś pomogła mu się pogodzić z Lily ;). W sumie taki ciekawy fragment, bo tak naprawdę mogliśmy zobaczyć tylko Remusa i Jen, kiedy oni gadali z Rose, spędzali z nią więcej czasu, a nie było żadnego momentu, kiedy moglibyśmy usłyszeć reakcje na jej temat od ich przyjaciół. Chociaż wątpiłabym, aby miała jakiś wpływ na ich związek ;P. W sumie Evans nie przeklina, nie wiem czemu, ale te "złe" rzeczy, kiedy robi to dziewczyna... wygląda o wiele gorzej, niż wtedy kiedy robi to chłopak. To nie fair! ;P No to Syriusz został przez nie zaskoczony i jeszcze to, że jego ukochana go okłamała ;P, to już jest szczyt!;P No to Evans potrafi zdziałać cuda z wyglądem, co jeszcze bardziej utrudniło niedobieranie się Syriusza do Jen ;p. No, bo kto by tego nie zrobił... jeżeli osobę dobrze znamy, jesteśmy odważni, a w dodatku ta osoba jest tak ubrana, że aż mamy ochotę poszukać wolnego dormitorium jak to się tutaj Black wyraził. No proszę mi znaleźć taką osobę ;D. A tak w ogóle to chciałam Cię pochwalić za genialny pomysł z tą ramką "bohaterowie". Najbardziej w gust wpadł mi chyba ten z Syriuszem i Remusem :D. No tacy są już przyjaciele, ale oczywiście mimo, że chciałoby się ich udusić, to się ich kocha ;D. Cieszę się, że pomagają Ci moje słowa, bo są w stu procentach szczere ;). Nie lubię kłamać :). No i oczywiście bardzo się ciesze, ze nie masz ochoty zawieszać, usuwać tego opowiadania ;). Olka, granice-sprawiedliwosci

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :d
    Aww już kocham to opowiadanie! :D Przede wszystkim dzięki za komentarz na moim blogu,ale to tak marginesowo,że tak to ujmę.

    Po pierwsze Syriusz i Jenny - już ich wielbię :D Syriusz oczywiście jest świetnie wykreowany "jego mózg przetwarzał dane w spowolnionym tempie" xD Genialny fragment :d
    Piosenkarz nago Remusa - i ja się dziwię dlaczego obecnie siedzę na rozwalonym krześle xd powaliłaś mnie xD GENIALNE,PISZ DALEJ :D

    Z przyjemnością będę tu wpadać.
    Przepraszam za taki krótki komentarz,ale jest późno,a je padam ze zmęczenia,a wiem,że w najbliższym czasie nie będę miała wiele czasu.

    Pozdrawiam
    Jennifer Riddle

    PS huncwoci-i-lily-evans.blogspot.com - nowy rozdział. Wpadnij jak chcesz :d

    OdpowiedzUsuń
  4. hej ;). Przyznaję, że pierwszy raz komentuje. Rozdział świetny, przeczytałam go już kiedyś, ale dopiero teraz dodaję komentarz, bo miałam zapiernicz w szkole -,- . Uwielbiam Jenny i Syriusza, ich rozmowy i wszystko ;p. Dziękuję za to, że dalej piszesz, bo kiedy czytam śmieję się w głos i zapominam o szarej rzeczywistości ;D Pozdrawiam ciepło i życzę duużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku, przeczytałam już wszystkie Twoje rozdziały bardzo, bardzo dawno temu. Codziennie wchodzę na Twojego bloga i patrzę czy jest jakaś nowość. Chodź bywają bardzo rzadko. Jesteś chyba jednym z najlepszych blogów o Huncwotach, jakich znam. Ubóstwiam twoją historię...Śmieszne dialogi, typowo huncwockie! Syriusz, oczywiście to mój faworyt. Kocham go i jego poczucie humoru, ale o jaki jest niezwykle wrażliwy, chodź niezły z niego podrywacz. Natomiast Jenn, jest cudowna, zabawna, miła do tego szkoli się w medycynie, jak pamiętam ^^. Nie wspominając o Remusie, zawsze byłto dla mnie przykład najlepszego przyjaciela...A historia Lily i Jamesa, po prostu cud, miód i orzeszki. Uwielbiam tę parę. Co do rozdziału. Czekałam na niego! Wiesz ile?! Mam nadzieję, że weny będzie coraz więcej! :D Tak na marginesie, to Syriusz mnie coraz bardziej zaskakuje!
    Pozdrawiam!
    weasleyowie.blogspot.com
    szabloland.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. kiedy coś nowego?

    OdpowiedzUsuń
  7. Piszesz zajedwabiście. Ciągle trzymam kciuki za Jen i Syriusza. Odnalazłam parę dni temu tego bloga i przczytałam twojego wcześniejszego. Ubóstwiam cię, jak Jen Walkera!
    Kiedy ta Jen zrozumie co powinna zrobić? ...
    XYZ

    OdpowiedzUsuń