Nie wiedział co o tym myśleć.
Nie miała w zwyczaju go oszukiwać, zresztą zwykle nawet
nie próbowała. Była beznadziejnym kłamcą i zwykle od razu mógł poznać, że coś
kręci. Tym razem jednak jej się udało. Okłamała go. Bezczelnie i prosto w oczy.
To znak, że stawała się w tym coraz lepsza, albo to on coraz gorzej sobie
radził. Jakkolwiek brzmiała odpowiedź, Syriusz czuł, że nie wróżyła nic
dobrego.
Znalazł ją nadspodziewanie szybko, choć mało zabrakło, by
jej nie poznał. Stała przy jednym ze stolików i rozmawiała z kimś kogo nie
widział i wcale nie wysilał się, by dostrzec. Jedyną jego myślą było to, że
gdyby nie był w niej zakochany, zakochałby się właśnie w tym momencie. Jeszcze nigdy nie wyglądała aż tak
pięknie. Krótka, czerwona sukienka podkreślała jej talię sprawiając, że miał
ochotę opleść ją ramieniem i przycisnąć do siebie. Ciemne oczy błyszczały zza
firanki czarnych jak węgiel rzęs, a usta pociągnięte czerwoną szminką kusiły,
jakby stworzone po to, by je całować.
Chrzanić bal, dormitorium jest puste.
Zauważyła go. Uśmiechnęła się, a jego serce dziwnie
zachrobotało. Jeśli jednak był to pierwszy symptom ataku serca albo czegoś
takiego, to on nie miałby nic przeciwko, by umrzeć w taki sposób. Znalazł się
przy niej w błyskawicznym tempie. Stanął tuż za jej plecami i pochylił się do
jej ucha.
- Wyglądasz...
- Bez tanich komplementów – ukróciła jego starania
krótkim zdaniem.
Odwróciła się i spojrzała na niego z promiennym
uśmiechem.
- Dziękuję. Ty też wyglądasz wspaniale. Dziś wieczorem
ustawiam się wśród tych, które chciałyby cię schrupać.
Nie wyglądał jakby słyszał choć jedno jej słowo. Zamiast
tego wpatrywał się w nią niczym bezmyślne cielę. Zastukała paznokciem w
stolik, czując się nieswojo pod wpływem tak intensywnego spojrzenia.
- To wszystko zasługa Lily – powiedziała w końcu, jakoś
niezdarnie i w swoim mniemaniu całkiem bezsensownie.
Syriusz wcale się tym nie przejął, jego mózg przetwarzał
dane w zdecydowanie spowolnionym tempie.
- Lily? - powtórzył bezmyślnie.
- Tak? – U jego boku zmaterializowała się sama
zainteresowana. Spojrzała na niego zaczepnie. – Jenny wygląda zjawiskowo,
nieprawdaż? – zapytała, a jej głos wypełniało samozadowolenie.
Nie potrzebowała jego potwierdzenia, nawet na nie nie
czekała; zamiast tego mruknęła do niego coś jeszcze, a pod wpływem tych słów
Syriusz wyszczerzył zęby w wyjątkowo niepoprawnym uśmiechu, nawet jak na
niego. Jenny nie dosłyszała ani pół słówka, ale ich miny mówiły
jej wystarczająco dużo, by na jej policzki wypłynął cień rumieńca. Black ugryzł
się w język i nie skomentował czerwonych policzków przyjaciółki, ale jego
wymowny uśmiech wystarczył, by dziewczyna spiorunowała go wzrokiem. To nic nie znaczy, miała ochotę mu
powiedzieć, ale wdawanie się w tego typu dyskusje pod nosem Lily mogło nie
skończyć się dobrze.
- Z kim przyszłaś? – zapytał Syriusz lekko, a ona z ulgą
przyjęła tę zmianę tematu. Nie mogła jednak sobie darować wbicia mu choćby
malutkiej szpileczki.
- Z osobą tak atrakcyjną, że nie wyobrażam sobie innego
scenariusza niż tylko pod koniec wieczoru wylądować z nią w jednym dormitorium
– powiedziała z prostotą, a jednocześnie odrobinę cierpko. Z satysfakcją odnotowała zaniepokojenie w jego oczach.
Wcale nie było jej go szkoda. Wcale. Splotła ręce na piersi. - Z Evans – dorzuciła po chwili, wskazując brodą na
rozpromienioną Lily i spojrzała na niego wojowniczo.
Syriusz na zmianę otwierał i zamykał usta, jakby próbował coś
powiedzieć, ale nie bardzo wiedział, co. Nieczęsto brakowało mu słów, tym razem jednak nie potrafił
odpowiednio skomentować tego, niezwykłej urody, lecz zupełnie niespodziewanego
duetu. Ledwo udało mu się zaakceptować fakt, że Jenny stała się przebiegłą
kłamczuchą, a już serwowała mu następną rewelację pod tytułem "Evans pociąga
mnie bardziej niż ty". Oczywiście takie wyznanie było o wiele lepsze od "Taylor
pociąga mnie bardziej niż ty", lecz wciąż trudno było ogarnąć je umysłem.
Musiał wiedzieć co ona sobie myślała.
Chwycił ją za ramię i pociągnął za sobą poza zasięg uszu
Lily.
- Mówiłaś, że idziesz z Taylorem! – zawołał.
Wyglądała na zupełnie nieprzejętą, nawet
na niego nie patrzyła, wzrokiem lustrowała zawartość stolika. Grała, wiedzieli o tym oboje.
- Technicznie rzecz biorąc... – zaczęła i sięgnęła po
szklankę z musującym napojem. Spojrzała na niego wojowniczo. – Nigdy
niczego takiego nie powiedziałam.
- Nie zaprzeczałaś! – Syriusz nie dawał za wygraną.
Zacisnął dłonie w pięści kiedy ona lekceważąco wzruszyła
ramionami.
- Do tego mogę się przyznać – odparła z kpiącym
uśmiechem i upiła łyk ze swojej szklanki, utrzymując przy tym kontakt wzrokowy.
- Dlaczego?
Westchnęła ciężko i odwróciła na moment wzrok. Syriusz
bez słowa czekał na jej odpowiedź, a ona mruknęła pod nosem coś
niezrozumiałego.
- Nie będę między wami wybierać – powtórzyła głośniej,
jej niepewny wzrok spoczął na jego twarzy.
Gra skończona; zobaczył w jej oczach zmęczenie i rezygnację, które
sprawiły, że stracił ochotę zagłębiać się w ten temat i męczyć ją pytaniami. Jednak w jego głowie
rozbłysło nagłe zrozumienie pewnego faktu, którego nie był w stanie zignorować.
- Więc gdyby nie on, poszłabyś ze mną? – zapytał ciszej,
uważnie się jej przyglądając i tylko dzięki temu zauważył przebiegający przez
jej usta uśmiech.
Kiwnęła głową.
- Ale gdyby nie ty, poszłabym z nim.
Rose porwała ze stolika kolejną kolorową babeczkę, w
duchu była pełna uznania dla osoby, która wynalazła ten cud cukiernictwa.
Oblizała odrobinę różowej śmietany, rozkoszując się orzeźwiającym smakiem
truskawek i mięty.
Oparła głowę na dłoni, zmrużonymi oczami wpatrując się
ponad ciastkiem na swojego chłopaka, który obracał właśnie w tańcu jakąś
brunetkę. Uśmiechnęła się widząc jego zmęczoną minę, a kiedy piosenka dobiegła
końca i usiadł przy niej wzdychając ciężko, podała mu szklankę z ponczem.
- Spróbuj – posunęła w jego kierunku jedno z ciastek.
- Mogą być – odparł bez entuzjazmu, ale błysk w jego oku
zdradzał, że mówi tak tylko z przekory.
Widział jak się nimi zajadała, a błogość wymalowana na
jej twarzy była bezgraniczna.
- Mogą być? – zaperzyła się, po czym spojrzała na niego
urażona. – Co z tobą nie tak?
Nie chciałabyś wiedzieć, pomyślał, ale szybko odrzucił od
siebie tę ponurą myśl. Pomogło mu w tym przede wszystkim pojawienie się Jamesa,
który opadł na krzesło obok. Jego mina była z katalogu tych, które przybierał
kiedy najczęstszym zdaniem padającym z jego ust było: "moje życie nie ma
sensu".
- Jak sytuacja? – zagaił Remus, doskonale zdając sobie
sprawę, że przyjaciel najbardziej potrzebuje teraz tylko zachęty do mówienia.
Samo pytanie było w gruncie rzeczy retoryczne, ale nie miało to znaczenia:
James i tak odpowiedziałby mu teraz na każde.
- Nie daje mi szansy. Nie mogę się do niej zbliżyć, nie
wspominając nawet o porozmawianiu – odparł bezbarwnym głosem, który sam w sobie
sprawiał, że i Remus i Rose poczuli ogromną falę współczucia dla Jamesa i nieco
mniejszy, acz odczuwalny, przypływ niechęci do Lily. – Moje życie nie ma sensu.
Wracam do dormitorium – dorzucił, wstając z miejsca.
Remus pociągnął go za szatę i usadził z powrotem.
- Wymyślimy coś – zapewnił ze spokojem. – Lily nie jest aż taka uparta.
Nikt nie odpowiedział, prawie nikt w to stwierdzenie nie
wierzył. Przez chwilę siedzieli w bardzo niekomfortowym milczeniu i przyglądali
się wirującym tuż pod ich nosami parom.
- Mam pomysł – oświadczyła nagle Rose, zaskakując samą
siebie. Chłopcy spojrzeli na nią jak na komendę, ich spojrzenia niecierpliwe i
pełne ciekawości, a przy tym tak intensywne, że poczuła, że się rumieni. – Nie
wiem czy dobry, ale... może...
Pochyliła się do ucha Remusa i cicho objaśniła mu swój
plan. James próbował coś podsłuchać, ale na próżno. Trudno mu było też wyczytać
cokolwiek z miny Lupina, a gdy ten wstał i wmieszał się w tłum, nie starał się
zbytnio śledzić go wzrokiem. Uśmiechnął się do Rose, która nawet tego nie
zauważyła, z niepokojem przygryzając wargę i wpatrując się w ludzi. Mimo
wszystko doceniał jej starania, nawet jeśli nie do końca wierzył, że udało jej
się wymyślić coś wystarczająco dobrego, by udobruchać Lily.
W końcu i ona na niego spojrzała, na policzkach głęboki
rumieniec, a na ustach nieśmiały uśmiech.
- Chyba musisz zaprosić mnie do tańca – powiedziała
cicho, a on popatrzył na nią, nic nie rozumiejąc. – Musisz – powtórzyła z naciskiem, a jednocześnie zażenowana. – To
część planu – wyjaśniła szybko.
Nie był to pierwszy raz, kiedy robił coś, czego zupełnie
nie rozumiał. Chwycił ją za rękę i razem ruszyli na parkiet. Przez chwilę
bujali się w rytm spokojnej muzyki, a James zdał sobie sprawę, że to pierwszy
raz kiedy ma okazję naprawdę jej się przyjrzeć. Nie była typową pięknością,
właściwie to była całkiem zwyczajna, ale było w jej twarzy coś, co mogło
przykuć wzrok na dłużej. Nie wiedział czy to duże, ciemnoniebieskie oczy, dwa
pieprzyki na lewym policzku, czy ładnie zarysowane usta, ale było w niej coś
uroczego. Nie mogła jednak równać się z Lily.
Nie miała też nawet takiego zamiaru. James nie zauważył
gdy wolną ręką wykonała za jego plecami przywołujący gest, ale nawet gdyby było
inaczej, nie wiedziałby o co chodzi dopóki nie usłyszałby jej słów.
- Lily! Odbijany! – zawołała wesoło i zanim James
zrozumiał, co się właściwie dzieje, stał już na wprost najpiękniejszej
dziewczyny na świecie.
Lily rzuciła im niezbyt pochlebne spojrzenie, ale na jej
ustach pojawił się lekki uśmiech, psując tym samym cały efekt. Remus, który
stał w pobliżu i przyglądał się rozwojowi sytuacji, jednocześnie jedną ręką
obejmując Rose w pasie, wolną ręką pokazał im kciuk do góry. James nie pozwolił
sobie na to, by tracić czas. Wyciągnął w kierunku Lily dłoń, którą ona łaskawie
przyjęła. Nie odzywali się do siebie aż do końca piosenki. W końcu muzyka
ucichła i zaczęła się nowa, żywsza piosenka, a oni stali z opuszczonymi
ramionami, wpatrując się w siebie nawzajem.
- Przejdźmy się – zaproponował cicho, a ona bez słowa
poszła za nim. Oddalili się od wirujących tłumów, by stanąć w końcu nad
brzegiem jeziora. Lily stanęła tyłem do niego ze skrzyżowanymi ramionami i
wpatrywała się w niezmąconą taflę wody, w której odbijała się nadgryziona
tarcza księżyca.
- Zawiodłeś mnie. – To ona zdecydowała się przerwać
ciszę, ale nie odwróciła się. Powstrzymała łzy, które cisnęły się do oczu pod
wpływem sprzecznych emocji. Chciała żeby podszedł i ją objął, chciała usłyszeć,
że ją kocha, a jednocześnie miała ochotę stamtąd uciec i na zawsze wyrzucić go
ze swojej głowy. Nikt inny nie potrafił sprawić jej tyle przykrości. Tylko on
ostatnio potrafił doprowadzić ją do płaczu.
- Wiem, Lily. Wiem – odpowiedział cicho, a ona miała
ochotę gorzko się roześmiać. Co z tego,
że wiesz, Jamesie Potterze? – Nic mnie nie usprawiedliwia. Ale to już
nigdy się nie powtórzy, obiecuję.
Opuściła ręce i w końcu się odwróciła, jej spojrzenie
było twarde i poważne. Nie potrafił nic wyczytać z jej twarzy.
- Nie obiecuj mi takich rzeczy – odezwała się, a on
podszedł do niej i chwycił ją za dłoń.
- Nie wierzysz mi?
- Nie wierzę, że jesteś w stanie ich dotrzymać – odparła,
a on poczuł jak jego serce zamiera. Nie był przygotowany na takie słowa. Nie
był też przygotowany na to, co nastąpiło zaraz po nich: słodki pocałunek. Nie
trwał długo, właściwie skończył się zanim zdążył się rozpocząć na dobre. James
nie wiedział, co oznaczał. Lily najwyraźniej też nie.
- Co za pieprzony bałagan – wymamrotała, bardziej do
siebie niż do niego.
James i tak nie miał pojęcia o jakim bałaganie mówiła i
choć wyglądała na zagubioną, to podobał mu się sposób w jaki przeklinała.
- Możesz powtórzyć?
- Co za bałagan – powiedziała niezbyt przytomnie, patrząc
na niego ze zdziwieniem.
- Całość.
- Co za pieprzony bałagan – powtórzyła w jeszcze większym
zdumieniu.
- Brzmi pięknie w twoich ustach.
Szukała właśnie kolejnej ofiary, chłopaka w towarzystwie niezbyt zaborczej partnerki którego
mogłaby porwać do tańca, kiedy stało się TO. Bez ostrzeżenia, bez żadnych znaków z nieba, zabrakło nawet
anielskiego chóru, który w takiej sytuacji, przynajmniej w jej mniemaniu,
powinien był się pojawić. Jedynym racjonalnym wyjaśnieniem które przyszło jej
do głowy było to, że miałby za dużą konkurencję. Dla Jen wszystko stało się
nagle nieporównywalnie mniej ciekawe i mniej atrakcyjne, kiedy usłyszała ten
głos. Nie widziała go, ale nie mogłaby pomylić go z nikim innym. Popędziła pod
scenę na złamanie karku, a kiedy w końcu przedarła się przez tłum, poczuła że
jej nogi miękną, a z sercem dzieje się coś dziwnego. Wpatrywała się jak
zahipnotyzowana w stojącego na scenie młodego mężczyznę. Nie mogła uwierzyć
własnym oczom, to było wręcz za piękne by mogło być prawdziwe, lecz z drugiej
strony nie było nawet mowy o pomyłce.
- Dobrze się czujesz? – James, który pojawił się znikąd
tuż obok niej, wyglądał jednocześnie na zaniepokojonego i szczęśliwego.
Pierwszy raz widział ją w takim stanie i choć zastanawiał się jak jego
przyjaciółka zareaguje na niespodziankę, to co miał przed sobą przekraczało
jego wyobrażenia.
- Ty to zrobiłeś! – zawołała, w oczach można było
dostrzec szaleństwo. Czy też, w najlepszym wypadku, jego zalążki.
James w odpowiedzi wyszczerzył zęby i pokiwał głową.
Złapała go za krawat i chwyciwszy jego twarz w dłonie, obsypała go pocałunkami,
odciskając ślad czerwonej szminki, podczas gdy on w duchu gratulował sobie
genialnego pomysłu i świetnej realizacji.
- Jak!? – zapytała gdy w końcu go wypuściła, lecz zaraz
machnęła ręką. Popatrzyła na niego, w jej oczach błysnęły łzy. - Nie
jestem w stanie ci podziękować!
Tym razem to James machnął ręką, cmoknął ją w policzek i
zostawił pod sceną, słusznie domyślając się, że nie potrzebowała niczyjego
towarzystwa.
Przez następne kilkadziesiąt minut nie ruszyła się z
miejsca właściwie ani na krok. Tupała, klaskała, śpiewała i gwizdała.
Wpatrywała się w scenę jak urzeczona. Znała każdą piosenkę na pamięć. Żadna
siła, choćby i Voldemort przyszedł i zaprosił ją do tańca, nie była w stanie
odciągnąć jej ani na krok od miejsca, które uznała za najlepsze by napawać się
wspaniałością Timmy’ego Walkera. Czuła, że to najcudowniejsza noc jej życia, a
kiedy Walker, dostrzegając jej niecodzienny entuzjazm zaczął uśmiechać się w
jej kierunku, była już tego pewna w stu procentach.
Nie miała najmniejszego zamiaru zmarnować okazji, która
nadarzyła się kiedy po godzinie zszedł ze sceny, ustępując zespołowi, który
grał do tej pory. Wzięła głęboki wdech, jej serce waliło w piersi jak opętane,
ale to nie mogło jej powstrzymać.
- Nazywam się Jennifer Johnson i ja... ja... – zaczęła
nieporadnie, w głowie miała białą plamę. Potrafiła tylko w niemym zachwycie
wpatrywać się w jego niesamowicie niebieskie oczy i usianą piegami twarz.
- Jenny! – powiedział przyjaźnie i uściskała ją. Choć jej
twarz mówiła mu niewiele, a właściwie nic, to po jej zachowaniu pod sceną
domyślił się, że to jest mała Jenny, która nieprzerwanie od kilku lat „ma na
jego punkcie hopla”, jak pięknie ujął to James. – Cieszę się, że cię
widzę. Wyglądasz pięknie.
Jej kolana zmiękły tak bardzo, że miała wrażenie że w
każdej chwili może się przewrócić i już nie wstać.
- Pamiętasz mnie? – zapytała odruchowo, lecz zanim
jeszcze wybrzmiały, wyrzuciła sobie w myślach własną głupotę. Jak mógłby pamiętać?
Timmy roześmiał się wesoło.
- Nie zapomina się dziewczyn, którym śpiewało się
serenady – powiedział, a ona na chwilę zapomniała jak się oddycha. - Poza tym
jesteś pierwszą i jedyną dziewczyną, która pisała mi tak pełne pasji liściki.
Nie przejęła się ani trochę faktem, że po latach okazało
się, że jej anonimowe listy miłosne nie były ani trochę anonimowe. Była w
stanie absolutnego, najwyższego duchowego uniesienia.
- Kocham cię – wypaliła, wpatrując mu się w oczy i nie
zastanawiając się nad tym, co właściwie mówi. – Kocham twoją mamę,
narzeczoną i twojego kota. Kocham wszystko, co cię dotyczy. Słodki Merlinie,
umrę jak ze mną nie zatańczysz!
Uśmiechnął się, wyraźnie rozczulony.
- Nie mógłbym do tego dopuścić – powiedział, sięgając po
jej dłoń.
- Luniu, zatańczmy! – Usłyszał dziki wrzask tuż przy
swoim uchu i wiedział, że mogła to być tylko jedna osoba. Odwrócił się i
zobaczył Jen, jej głos i wyraz twarzy wyrażał najwyższego stopnia błogość.
Zgubiła gdzieś buty, unosiła się centymetr nad ziemią. Ramiona miała rozłożone
szeroko.
- Gdzie twoje buty? – zapytał, a ona machnęła ręką w nieokreślonym
kierunku.
- Gdzieś tam. Spełniłam marzenie.
- Walker? – zapytał z prostotą, a ona pokiwała głową z
głupawym uśmiechem. – Nago? – dorzucił zaczepnie.
Jej uśmiech zbladł na moment, gdy uświadomiła sobie, że
wbrew wszystkiemu co do tej pory myślała, mogło
być lepiej. Nie zajmowała się tym jednak zbyt długo.
- Tańczyłam z nim, powiedziałam mu wszystko. Wszystko co kiedykolwiek chciałam mu powiedzieć!
- Cieszę się – powiedział z uśmiechem i objął ją
ramieniem.
Tańczyli przez chwilę, a w ciągu tej chwili Jennifer trzy
razy stanęła mu na stopę. Remus miał coś powiedzieć na ten temat, a może
powiedział, nie miała pojęcia. A to dlatego, bo nagle dostrzegła w pobliżu Kate
tańczącą z Syriuszem, jawnie go przy tym uwodząc. Dziewczyna także ją zauważyła
i posłała jej wymowny uśmiech, pod wpływem którego serce Jen podskoczyło lekko
w piersi, gdy zdała sobie sprawę co to oznacza. To była chwila, która miała
rozstrzygnąć cały ich zakład. To nie ona miała sprawy pod kontrolą, ale nie
oznaczało to, że nie mogła nic zrobić. Oczywiście, że mogła. I albo zrobi to
teraz - a przecież to było takie proste: wystarczyło do nich podejść i zabawić
się w odbijanego, wpaść na stolik i go przewrócić lub narobić jakiegokolwiek
innego zamieszania - albo nigdy. Nie chciała być przegraną, nienawidziła być
przegraną, a perspektywa przegrania z tak irytująco zarozumiałą dziewczyną była
wprost nie do zniesienia. A przecież wystarczyło tylko...
Nie.
Nie mogła tego zrobić. Zwodzenie go w ten sposób, choćby
miała zaraz mu wszystko wytłumaczyć, byłoby okrutne. Dawanie choćby cienia
nadziei, tylko po to aby nakarmić własne ego było nie w porządku. Nie mogła
używać kogoś tak bliskiego dla zabawy. Nie zdawała sobie sprawy, że mocniej
ścisnęła ramię Remusa, kiedy patrzyła jak Kate przyciska usta do ust Syriusza,
rozsmakowując się nie tylko w nich samych, lecz także w poczuciu triumfu.
Jen zacisnęła zęby, nie wiedząc czy bardziej ma ochotę
zamordować ją czy jego, lecz zdobyła się na to, by odwzajemnić pełen
satysfakcji uśmiech który został do niej skierowany, kiedy było już po
wszystkim. Wymamrotała pod nosem kilka przekleństw. Następne kilka dni to
będzie koszmar.
Bal powoli dobiegał końca kiedy Jen siedziała na
schodach do zamku i przyglądała się ostatnim, najwytrwalszym parom na
parkiecie. Usłyszała kroki za plecami, sekundę później ktoś się do niej
dosiadł. Nie musiała zgadywać, kto.
- Do końca wierzyłem w twoje zwycięstwo. Stchórzyłaś?
- Nawet nie zaczynaj – mruknęła i parsknęła cichym
śmiechem. Zatkała usta dłonią i z uśmiechem przygryzła skórę na palcu. Kiedy przeszła jej złość, cała sytuacja z zakładem
zaczęła wydawać jej się niezwykle zabawna. - Najlepiej zejdź mi z oczu, rozwiązły zdrajco.
Syriusz wyszczerzył zęby w uśmiechu słysząc ten uroczy
epitet.
- Nie miałem w tym wszystkim nic do powiedzenia. Nic
zupełnie. Zablokowała mi usta, sama rozumiesz...
Wymierzyła mu lekkiego kuksańca między żebra, po czym spojrzała na
niego z ukosa, z pełnym rozbawienia wyrzutem.
- Nawet nie próbowałeś tego powstrzymać.
Popatrzył na nią jakby była niespełna rozumu.
- Kto by próbował?
Zamiast odpowiedzieć, posłała mu wymowne spojrzenie.
Zerwała małą stokrotkę i uśmiechnęła się pod nosem, obracając ją w palcach.
Była zaskakująco spokojna, wszystko wydawało jej się być na swoim miejscu, choć
być może było to wynikiem tylko jej zmęczenia.
Syriusz bez słowa wpatrywał się w jej profil, podziwiając
długie rzęsy.
- Wiedziałeś od początku? – zapytała, wciąż na niego nie
patrząc, lecz on odwrócił wzrok, tak jakby przyłapała go na czymś niewłaściwym.
- Bardzo trudno było nie wiedzieć – odparł, wzruszając
lekko ramionami. – Chodziły
zakłady o to, która z was wygra. Byłaś faworytką...
- Serio? – zerknęła na niego z zaskoczeniem.
- Moją faworytką – uzupełnił swoją myśl. Uniosła oczy do
nieba i pokręciła głową, uśmiechając się przy tym krzywo. –
Trzymałem za ciebie kciuki.
- Dzięki. – Znów się uśmiechnęła. Tym razem inaczej,
łagodniej. Mam nadzieję, że wiesz
dlaczego to zrobiłam, chciała mu powiedzieć. Nie powiedziała i sama nie
wiedziała dlaczego. – Swoją drogą naprawdę chciałam utrzeć jej nosa – rzuciła,
odwracając wzrok.
- Wciąż możesz to zrobić.
Oparła głowę o jego ramię. Syriusz zacisnął dłoń na
krawędzi schodka na którym siedział, by powstrzymać się od objęcia jej
ramieniem i przyciśnięcia do siebie, od pełnego pożądania pocałunku, od zupełnego zapomnienia się.
- Wróciła już do dormitorium – mruknęła cicho,
przymykając oczy. – W pełnej glorii chwały.
Uśmiechnął się pod nosem.
- Zmęczona?
- Padam z nóg – wymamrotała. – Ale obtańczyłam
wszystkich – dorzuciła, odklejając się od jego ramienia.
- Włącznie z Dumbledore’em.
Zachichotała na to wspomnienie.
- Zawsze miałam przeczucie, że doskonale tańczy... Co
robisz? – zapytała, zaskoczenie sprawiło, że o wiele głośniej niż zamierzała.
Syriusz ułożył obie jej nogi na swoich kolanach i bez
słowa odpowiedzi powoli zdjął jej buty, z cichym stukotem odkładając każdego z
nich na schodku poniżej. Przeciągnął opuszkiem palca po podbiciu jej stopy, która poruszyła się odruchowo, ale mimo to Jen wcale jej nie zabrała, odurzona przyjemnością którą dawał jego dotyk.
I choć jej rozum wręcz krzyczał w wniebogłosy, że nie powinna na to pozwalać, że powinna
to przerwać właśnie w tej chwili, ona nawet nie próbowała nic zrobić, pozwalając by dotykał jej zmęczonych stóp, by przynosił jej ulgę, by widział przyjemność malującą się na jej twarzy. Nie wiedziała jak długo mogłoby to trwać, gdyby nie posunął się dalej i
nie przejechał dłonią po jej łydce, powodując u niej dziwny dreszcz i
przywracając do rzeczywistości. Odskoczyła jak oparzona.
- Na Merlina, Black – syknęła ze zdenerwowaniem, usiadła
prosto i nałożyła z powrotem buty. – Pięć minut bez prób molestowania, czy to
tak dużo?
Tak, brzmiała błyskawiczna i automatyczna
odpowiedź w jego głowie. Nie miała pojęcia co to dla niego znaczyło siedzieć
obok niej, tak blisko, że czuł jej zapach i wiedzieć, że nie zależy jej na nim
nawet w połowie tak bardzo, jak jemu na niej. Nie miała pojęcia jak to było widzieć rozkosz malującą się na jej twarzy pod wpływem jego dotyku i wiedzieć, że dalej nie może się już posunąć, że i tak przekraczał już granicę, a przecież to właśnie to, co powinien, co powinni robić! Do tego, jak na złość, była tego
wieczoru tak wyjątkowo cholernie piękna, że nie potrafił na nią nie patrzeć. A ona? Ona przez większość wieczoru go ignorowała,
bawiąc się doskonale, nie dostrzegając tego, jak bardzo pali go myśl, że on
wcale nie był jej potrzebny. Pozwoliła nawet innej go całować, bez cienia żalu
czy zazdrości, a przecież powinna to być ona. Nie chciała się do niego zbliżyć
nawet pod groźbą przegrania zakładu, których przecież nie znosiła przegrywać
najbardziej na świecie.
Był żałosny siedząc z nią na tych schodach. Czy naprawdę
stracił już resztki godności?
Uniósł głowę do góry, pozwalając by chłodne powietrze go
otrzeźwiło i wziął głęboki wdech.
- Wybacz. Trochę mnie poniosło.
Biedny Syriusz... Kocham Jenny i Syriusza. Te ich wspaniałe gierki, teraz mieszane uczucia... Świetni są. ^^
OdpowiedzUsuńMimo tego jaki jest Syriusz czasem, to szkoda mi go. Bo kiedy naprawdę się zakochał, to nie może nic zrobić. Pewnie, gdyby ktoś się dowiedział, że on kocha Jenny, to na pewno ona nie miałaby łatwo, ale zdziwiłyby się na pewno, że ona go nie chce. Swoją drogą to Black korzysta z życia, to na pewno mu można powiedzieć ;P. Rozumiem Jenny i to, że nie skorzystała z tego, mimo że przegrała, a teraz będzie jeszcze gorzej ;p. Ale jeżeli pamiętam tekst tego z czym ma chodzić, to może Black się skusi?;P Na pewno fajnie by było dla niego, aby ona się w nim zakochała, ale czy to się stanie? Will na pewno nie byłby z tego faktu zadowolony ;p. Chociaż ja tam za nim nie przepadam ;p. Remus mnie rozwalił z tym piosenkarzem nago ;D. Nie spodziewałam się tego po nim ;P. Kto wie, kto wie... może Timmy'emu wpadnie nasza lekarka w oczko i coś z tego będzie ;D. No dobra, szczerze mówiąc wątpię ;p. Czyli mam rozumieć, że James... jemu udało się dojść do porozumienia z Evans, prawda? ;) Nie lubię smutnego Pottera, jest cudownym chłopakiem, po mimo tego, że czasem nie ma zbyt dobrych pomysłów i zdarza mu się zawinić, np. w tym przypadku. Skoro kocha Evans, to niech właśnie jej poświęca tyle czasu ;). Wiemy, że ona nie umie tańczyć, ale Potter może i jej nie nauczy, jak to już mówił Syriusz, że on nie jest w tym najlepszy, ale na pewno będą się dobrze przy tym bawić ;). Przecież James nie siedzi po kontach tylko właśnie szaleje na parkiecie. Jak on może pozwalać swojej dziewczynie na podpieranie ściany? ;P Miło ze strony Rose, że jakoś pomogła mu się pogodzić z Lily ;). W sumie taki ciekawy fragment, bo tak naprawdę mogliśmy zobaczyć tylko Remusa i Jen, kiedy oni gadali z Rose, spędzali z nią więcej czasu, a nie było żadnego momentu, kiedy moglibyśmy usłyszeć reakcje na jej temat od ich przyjaciół. Chociaż wątpiłabym, aby miała jakiś wpływ na ich związek ;P. W sumie Evans nie przeklina, nie wiem czemu, ale te "złe" rzeczy, kiedy robi to dziewczyna... wygląda o wiele gorzej, niż wtedy kiedy robi to chłopak. To nie fair! ;P No to Syriusz został przez nie zaskoczony i jeszcze to, że jego ukochana go okłamała ;P, to już jest szczyt!;P No to Evans potrafi zdziałać cuda z wyglądem, co jeszcze bardziej utrudniło niedobieranie się Syriusza do Jen ;p. No, bo kto by tego nie zrobił... jeżeli osobę dobrze znamy, jesteśmy odważni, a w dodatku ta osoba jest tak ubrana, że aż mamy ochotę poszukać wolnego dormitorium jak to się tutaj Black wyraził. No proszę mi znaleźć taką osobę ;D. A tak w ogóle to chciałam Cię pochwalić za genialny pomysł z tą ramką "bohaterowie". Najbardziej w gust wpadł mi chyba ten z Syriuszem i Remusem :D. No tacy są już przyjaciele, ale oczywiście mimo, że chciałoby się ich udusić, to się ich kocha ;D. Cieszę się, że pomagają Ci moje słowa, bo są w stu procentach szczere ;). Nie lubię kłamać :). No i oczywiście bardzo się ciesze, ze nie masz ochoty zawieszać, usuwać tego opowiadania ;). Olka, granice-sprawiedliwosci
OdpowiedzUsuńHej :d
OdpowiedzUsuńAww już kocham to opowiadanie! :D Przede wszystkim dzięki za komentarz na moim blogu,ale to tak marginesowo,że tak to ujmę.
Po pierwsze Syriusz i Jenny - już ich wielbię :D Syriusz oczywiście jest świetnie wykreowany "jego mózg przetwarzał dane w spowolnionym tempie" xD Genialny fragment :d
Piosenkarz nago Remusa - i ja się dziwię dlaczego obecnie siedzę na rozwalonym krześle xd powaliłaś mnie xD GENIALNE,PISZ DALEJ :D
Z przyjemnością będę tu wpadać.
Przepraszam za taki krótki komentarz,ale jest późno,a je padam ze zmęczenia,a wiem,że w najbliższym czasie nie będę miała wiele czasu.
Pozdrawiam
Jennifer Riddle
PS huncwoci-i-lily-evans.blogspot.com - nowy rozdział. Wpadnij jak chcesz :d
hej ;). Przyznaję, że pierwszy raz komentuje. Rozdział świetny, przeczytałam go już kiedyś, ale dopiero teraz dodaję komentarz, bo miałam zapiernicz w szkole -,- . Uwielbiam Jenny i Syriusza, ich rozmowy i wszystko ;p. Dziękuję za to, że dalej piszesz, bo kiedy czytam śmieję się w głos i zapominam o szarej rzeczywistości ;D Pozdrawiam ciepło i życzę duużo weny ;)
OdpowiedzUsuńlike it!!
OdpowiedzUsuńJejku, przeczytałam już wszystkie Twoje rozdziały bardzo, bardzo dawno temu. Codziennie wchodzę na Twojego bloga i patrzę czy jest jakaś nowość. Chodź bywają bardzo rzadko. Jesteś chyba jednym z najlepszych blogów o Huncwotach, jakich znam. Ubóstwiam twoją historię...Śmieszne dialogi, typowo huncwockie! Syriusz, oczywiście to mój faworyt. Kocham go i jego poczucie humoru, ale o jaki jest niezwykle wrażliwy, chodź niezły z niego podrywacz. Natomiast Jenn, jest cudowna, zabawna, miła do tego szkoli się w medycynie, jak pamiętam ^^. Nie wspominając o Remusie, zawsze byłto dla mnie przykład najlepszego przyjaciela...A historia Lily i Jamesa, po prostu cud, miód i orzeszki. Uwielbiam tę parę. Co do rozdziału. Czekałam na niego! Wiesz ile?! Mam nadzieję, że weny będzie coraz więcej! :D Tak na marginesie, to Syriusz mnie coraz bardziej zaskakuje!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
weasleyowie.blogspot.com
szabloland.blogspot.com
kiedy coś nowego?
OdpowiedzUsuńPiszesz zajedwabiście. Ciągle trzymam kciuki za Jen i Syriusza. Odnalazłam parę dni temu tego bloga i przczytałam twojego wcześniejszego. Ubóstwiam cię, jak Jen Walkera!
OdpowiedzUsuńKiedy ta Jen zrozumie co powinna zrobić? ...
XYZ