niedziela, 13 stycznia 2013

To zaszczyt zostać twoją żoną

            Wielka Sala jakby na moment zamarła, a James z wrażenia musiał poprawić okulary na nosie.
            - To jest w stu procentach bezcenne - powiedział głośno, nie odrywając wzroku od jej białego podkoszulka z odznaczającymi się wyraźnie, bordowymi literami. 
            Pociągnął za rękaw Syriusza, by zwrócić na nią jego uwagę, ale nie było takiej potrzeby: zbaraniała mina Blacka wyraźnie świadczyła o tym, że on również ją zauważył. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach na jego usta wypłynął szeroki uśmiech, na widok którego Jennifer mruknęła coś pod nosem i uniosła oczy do nieba. Przezornie, na wypadek gdyby wziął jej manifest zbyt dosłownie, usiadła z dala od niego, wciskając się pomiędzy Alicję i Pearl.
            - Gdybym nie wiedziała lepiej, powiedziałabym, że masz nie po kolei w dupie. - Hart z obrzydzeniem patrzyła na napis na jej koszulce.
            - Daj jej spokój, Pearl. Sama tego nie wymyśliła - odezwała się siedząca na przeciwko Bonnie. Nagły napad kaszlu Alicji zabrzmiał na tyle podejrzanie znacząco, że zarobiła od Jen lekkiego kopniaka pod stołem.
            - Alkohol, Alicjo - wymamrotała ledwo dosłyszalnie z lekkim uśmiechem, który natychmiast został odwzajemniony. - Dobra, dziewczyny - Jennifer uderzyła lekko pięścią w stół i pochylając się nad nim, skupiła na sobie uwagę każdej z nich. - To - pociągnęła za materiał swojej bluzki - jest najbardziej ohydna rzecz, nie licząc pijanych dłoni Mata Wilsona, jaką kiedykolwiek miałam na sobie. Prawdopodobnie powinnam czuć się fatalnie, ale ani trochę nie czuję się przez to upokorzona. Ani trochę. - Ostatnie dwa słowa wypowiedziała powoli i wyraźnie, a na jej usta wypłynął szelmowski uśmiech.
            Nie miała zamiaru pozwolić, by ta kara za w jakikolwiek sposób ją przytłoczyła, odbierając tym samym Kate tę dodatkową satysfakcję z patrzenia na jej udrękę. Bawiły ją osłupiałe miny, pełne niedowierzania spojrzenia, nawet szepty za plecami. Nie miała nic przeciwko wyróżnianiu się z tłumu, nawet jeśli sposób w jaki to robiła był tak idiotyczny. W końcu była dziewczyną, która, o ironio!, na Halloween przebrała się za Syriusza Blacka.
            Błękitne oczy Pearl rozszerzyły się, ona sama aż podniosła się z miejsca.
            - Jesteś jak Hester.
            Jennifer spojrzała na nią podejrzliwie nie wiedząc, czy została obdarowana komplementem czy wręcz przeciwnie. Zerknęła na Alicję z zapytaniem w oczach, ale ta tylko bezradnie wzruszyła ramionami.
            - Co ty znowu bredzisz, Pearl? - zapytała Bonnie, spoglądając nad nią ze zdziwieniem.
            - Hester Prynne? Szkarłatna Litera? - Rozejrzała się po twarzach dookoła, w poszukiwaniu kogoś, kto ją zrozumie. Ku swojemu rozczarowania, nikt taki się nie znalazł. Załamała ręce. - Merlinie zapchlony, zaraz mnie rozpizduszy: naprawdę nikt z was nie czyta mugolskich pieprzonych klasyków?
            Alicja pokręciła głową, Bonnie nie była poruszona nawet na tyle, by trudzić się odpowiedzią.
            - Hej, Hart! - krzyknął Jake siedzący kilka miejsc dalej. - Ja znam Kłapciuszka!
            - Kopciuszka, pacanie niedouczony.
            - Hej, Johnson! - Chłopak pozostał kompletnie niewzruszony epitetem Pearl. - Pomyliłaś nazwiska na koszulce. - Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, wyraźnie zachwycony samym sobą. - Tylko pamiętaj: przez. Dwa. TE.
            Jen odpowiedziała mu uśmiechem.
            - Hej, Scott! - zawołała, wyrywając kartkę z leżącego na stole Proroka Codziennego i zgniatając ją w dłoniach, by uformować kulkę. - Uważaj na tłuczki na treningu - rzuciła ją w jego kierunku - ostatnio szaleją.
            Kulka wpadła do dzbanka z sokiem, Jake tylko zachichotał.
            - Tak trzymać, dziewczyno! - wtrąciła Pearl unosząc szklankę soku w geście toastu, wyglądała na pełną uznania. - A tym wszystkim zdzirom, które szepczą za twoimi plecami niech...
            - Się zrobi bardzo głupio - wtrąciła Bonnie, z wymownym uśmiechem spoglądając na Hart, która prychnęła i przewróciła oczami. Miała przygotowane bardziej odpowiednie życzenia na takie okazje, ale niech będzie i tak.
            Jennifer uśmiechnęła się do niej szeroko i trąciła jej szklankę własną.
            - A tak między nami, Jen - odezwała się Alicja. - Dlaczego po prostu go nie pocałowałaś? Miałaś miliony okazji.
            Nie musiała się długo zastanawiać nad odpowiedzią.
            - Głupi napis na koszulce czy smakowanie zaślinionej gęby Blacka? Proszę cię, wybór był oczy...
            - Nie starasz się przeciągnąć mojej dziewczyny na ciemną stronę, prawda Johnson?
            Jen uśmiechnęła się słysząc to pytanie i odwróciła, by spojrzeć na Franka, który stanął za Alicją, objął ją ramionami, a jego broda spoczęła na czubku jej głowy. Dziewczyna spojrzała w górę, na jej ustach pojawił się rozkoszny uśmiech. Wręcz promieniowali radością. Miło było na nich patrzeć.
            - W dniu, w którym zgodziła się być twoją dziewczyną, przekroczyła granicę - powiedziała w końcu Jennifer. - Nie da się już bardziej zabłądzić w ciemności.



            - Wygrałam. Znowu. - Lily, choć jej słowa mogłyby sugerować coś zupełnie odwrotnego, nie wyglądała na zadowoloną. Spojrzenie, które utkwiła w chorobliwie bladej twarzy Remusa było czymś pomiędzy zaniepokojeniem, a irytacją. - Co się z tobą dzisiaj dzieje?
            Nie odpowiedział, zajęty zbieraniem z szachownicy swoich pionków.
            To był olbrzymi błąd, że zgodził się z nią grać. W tym stanie. Zupełnie nie potrafił się skupić, ledwo udawało mu się usiedzieć na miejscu z oczyma wbitymi w poruszające się po planszy figury, a za każdym razem gdy któraś z nich zostawała zbita, zaciskał mocno pięści wbijając paznokcie w skórę, by powstrzymać napad wściekłości. Nawet gdyby obsesyjnie nie śledził kalendarzy księżycowych, nie mógłby mieć wątpliwości - zbliżała się pełnia.
            - Remus, powiesz mi? - Cichy głos Lily wypełniony był autentyczną troską. 
            Aż skrzywił się, gdy go usłyszał, choć przecież nie był to pierwszy raz. To pytanie od kilku lat regularnie padało z jej ust, ale on nie był w stanie powiedzieć jej prawdy. Nie był w stanie nikomu powiedzieć prawdy. Jedynym powodem jego przyjaciele wiedzieli o futerkowym problemie, było to że wpadli na to sami, a on, przyparty do muru, nie potrafił dłużej ich okłamywać. Lily jednak... Ona była inna. Była zbyt wyrozumiała, zbyt taktowna, by naciskać, a w końcu na własną rękę ustalać fakty, zapisywać daty i analizując wszystko dokładnie, odkrywać sekrety, którymi on nie chciał się dzielić. Czekała, to wszystko co robiła, wierząc, że pewnego dnia będzie gotów zaufać jej na tyle, by o wszystkim opowiedzieć.
            Niestety. Nie dziś.



            - Jooooohnsoooon! Jooohnsooon!
            A więc nadszedł ten moment. Pochyliła nisko głowę i przyspieszyła kroku. Zignorowała jego kretyński chichot, zignorowała kilka wymownych uśmiechów ludzi obserwujących tę scenę, zignorowała nawet jego ramię, którym przyciągnął ją do siebie. Nie zwolniła kroku, jedynie krótko na niego zerknęła. Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek widziała go aż tak rozradowanego. Uśmiechał się tak szeroko, że była pewna że musi boleć go od tego twarz.
            - Koniecznie muszę zrobić ci zdjęcie - wymamrotał półgębkiem. Prychnęła.
            - Powiesisz sobie nad łóżkiem?
            - Oprawione w złotą ramkę. - Był świetny w ignorowaniu jej zgryźliwego tonu. Kwestia wprawy, zwykł mówić, i niezachwianej pewności siebie.
            Przez chwilę szli w milczeniu, a ten widok: władcze otoczenie ramieniem i niedwuznaczny podpis na koszulce sprawiał, że wyobraźnia niejednego ucznia i niejednej uczennicy zaczynała podtykać im niekoniecznie przyzwoite obrazy, a zazdrosne spojrzenia były posyłane zarówno w stronę Syriusza, jak i Jen.
            - Dlaczego tak cię to cieszy? - zapytała w końcu, a Black aż się zatrzymał słysząc to pytanie. Położył obie dłonie na jej ramionach i popatrzył na nią poważnie. Ta powaga jednak nie mogła, nie miała prawa, utrzymać się długo. Znów pojawił się ten na-pewno-bolesny, acz bezwzględnie zmiękczający serce uśmiech.
            - Boże, Jen, bo wyglądasz jak świrnięta psychofanka!
            W spojrzeniu jakim mu odpowiedziała, które prawdopodobnie miało być karcące, przeważało rozbawienie, ale można było się w nim doszukać także odrobiny czułości.
            - Taki prawdopodobnie był zamysł - mruknęła, wzruszając ramionami.
            - Prawdopodobnie?
            - Myślisz, że pamiętam?
            Jak na jej gust, ucieszył się zdecydowanie za bardzo słysząc to pytanie. Pomyślała, że to nie wróży nic dobrego.
            - A propos! Rozmawiałem z Kate.
            A TO już na sto jeden procent nie wróżyło niczego dobrego. Postanowiła udać niewzruszoną, w końcu, ostatecznie, co takiego mogła mu powiedzieć ta dziewucha?
            Wszystko. Wszystko i jeszcze więcej.
            - Dobra robota! - zawołała z udawanym entuzjazmem i przyłożyła dłoń do jego policzka. - Czyżbym słyszała kościelne dzwony? Mogę być twoją druhną i pomóc ci ułożyć włosy?
            Nie przestawał się uśmiechać, co gorsza nie przestawał też patrzeć na nią w ten sposób. Sposób, którym wyraźnie komunikował jej, że wie więcej, niż powinien.
            - Wiesz co mi powiedziała?
            - "Oczywiście, Syriuszu, to zaszczyt zostać twoją żoną!”?
            Uśmiech na moment się poszerzył. Pokręcił głową.
            - Że pierwsze dziecko chce nazwać Dowód-na-to-że-ja-i-syriusz-black-uprawialiśmy-seks?
            Wybuchnął śmiechem i poczochrał jej włosy.
            - Znowu piłaś? - zapytał, a kiedy ona otworzyła usta by po raz kolejny spróbować zgadnąć, wszedł jej w słowo: - Że ta koszulka to twój pomysł.
            Zamknęła usta. Zdębiała, potrzebowała chwili, by przetworzyć tę informację.
            - Przepraszam?
            - Chcesz, żebym odświeżył ci pamięć?

            Impreza była w toku, kiedy Kate wraz z przyjaciółkami siedziała przy kominku, plotkując i starając się ignorować siedzącą w pobliżu Jennifer, która siedziała na fotelu z nogami w górze i głową w dole, mamrocząc do siebie coś, co brzmiało mniej-więcej “Timmy Walkerrrrr to mój dżokerrrr”. Ich temat zszedł na najwdzięczniejszy z możliwych: Syriusz Black.
            - Chyba zaproszę go na bal - zdecydowała w pewnym momencie Kate, z pewną nieśmiałością zerkając na stojącego pod oknem Syriusza, który rozmawiał właśnie z Lupinem, w jej przekonaniu nie mogąc być przy tym bardziej uroczym. - Podobno ciągle nikogo nie ma.
            Dziewczyny z jakiegoś powodu zachichotały, po czym zaczęły rozprawiać o tym, jakie jest prawdopodobieństwo, że ta plotka jest prawdziwa (niewielkie) i w jaki sposób najlepiej to sprawdzić (przecież nie podejść i zapytać). Przerwał im zachrypnięty głos. Aż przeszedł je dreszcz.
            - Nie idź z nim.
            No tak, to Johnson. Co prawda podniosła się do bardziej przyzwoitej pozycjii, ale patrzyła na nie w raczej otępiały sposób, który nie pozostawiał wątpliwości co do jej stanu.
            - Dlaczego?
            - Nie jjjiiijjjiiidź z niijjjjiiim. - Przeciągnie samogłosek sprawiało jej autentyczną przyjemność. Zaśmiała się sama do siebie jak debil.
            - Dlacze...
            - Nie jjjiiiii...
            - Do diabła, Johnson, uspokój się. - Kate przywołała ją do porządku. - Jesteś zazdrosna?
            Jen z początku zrobiła zdziwioną minę, jakby coś takiego w życiu nie przyszłoby jej do głowy.
            - O Łapinkę? - Zachichotała i machnęła ręką. - On i tak jest tylko mój.

            - Co?
            Pomimo tego, że z autentycznym i ciągle rosnącym przerażeniem słuchała tej historii, nie miała zamiaru mu przerywać. Jednak szybko okazało się, że to dla niej za wiele, że nie da się nie przerywać tego potoku, czy raczej rwącej rzeki, głupot. A to przecież dopiero początek.
            Syriusz, z drugiej strony, wydawał się być w siódmym niebie.
            - Też byłem zaskoczony, choć nie mówię, że nie miałaś racji.
            - Łapinkę? - Pełna niedowierzania, praktycznie wypluła to słowo, jakby się nim brzydziła. Syriusz kiwnął głową z szerokim uśmiechem.
            - Zwracałaś się tak do mnie przez cały wieczór.
            Pokręciła głową, za żadne skarby świata nie chcąc dopuścić do siebie tej myśli.
            - Gówno prawda.
            - Poczekaj, to jeszcze nie koniec.

            - Tak się składa, że przed chwilą z nim rozmawiałam. Wcale nie wydawał się być twój, ani nikogo innego. – Kate skłamała gładko, zaniepokojona tym, że Johnson, mimo że pijana (lub właśnie dlatego, że pijana) wcale nie blefuje. Odpowiedział jej wybuch śmiechu. - Jesteś taka pewna swego? - ciągnęła, a w jej głowie powoli zaczynał zarysowywać się plan. - Dlaczego nie pójdziesz i nie udowodnisz, że jest tylko twój?
            Jen machnęła ręką i przymknęła na moment oczy.
            - Nie chcę go za bardzo - mruknęła pod nosem i zaśmiała się w sposób, który zdecydowanie nie przystoi młodej damie - podniecić - dokończyła swoją błyskotliwą myśl, okraszając ją kolejnym napadem głupawego śmiechu.

            - Słodki Merlinie! - Podeszła do ściany i uderzyła w nią kilka razy głową.
            Rwąca rzeka głupoty wylała, całkowicie zatapiając jej poczucie godności. Dopiero po chwili odnalazła w sobie siłę, by odwrócić się i spojrzeć na Syriusza, lecz gdy to zrobiła, w jej oczach zapłonął ogień. 
            - Nie wierzę w ani jedno twoje słowo - rzuciła zdecydowanie. 
            Black tylko się uśmiechnął.

            - Nie jesteś w stanie tego zrobić. - Kate robiła wszystko, by zamaskować swoje zażenowanie oraz fakt, że wszystko szło mniej-więcej z jej planem. Musiała dopiąć swego, a idiotyczne zachowanie Johnson mogło być jej szansą. Pretekstem, którego tak potrzebowała, by zbliżyć się do Syrusza, nie wychodząc przy tym na zdesperowaną kretynkę. W końcu nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie, będzie mogła powiedzieć, że to był tylko zakład.
            - Gadaj sobie - mruknęła Johnson.
            Ten nagły brak współpracy wymagał bardziej zdecydowanych kroków.
            - On nawet w życiu by cię nie pocałował. - Prowokacja była boleśnie oczywista, ale w tym momencie Kate nie miała nic do stracenia. Pomimo, że Jen zaniosła się gardłowym śmiechem, postanowiła pójść krok dalej. - Mogę się z tobą założyć.
            Nie mogła uwierzyć, jak skuteczne okazały się być te słowa. Zupełnie jakby wypowiedziała zaklęcie: Jen natychmiastowo zamilkła, wyprostowała się i spojrzała na nią wojowniczo.
            - O co?
            - O pudełko czekoladowych żab - odparła bez zastanowienia.
            Jen tylko prychnęła, najwyraźniej zupełnie nieusatysfakcjonowana tak niską stawką.
            - Ooo... - Myślała przez chwilę z otwartą buzią, ale najwyraźniej nic nie wymyśliła. - Dziesięć pudełek?
            - Zgoda - odpowiedziała szybko Kate i wyciągnęła w jej kierunku dłoń, by przypieczętować zakład. Z irytacją przyjęła fakt, że Johnson wcale się nie spieszy by to zrobić. Zamiast tego uśmiechnęła się tępo: najwyraźniej wpadła na kolejny przegenialny pomysł.
            - Przegrany musi nosić przegraną koszulkę przegranego - zapowiedziała, wyraźnie zadowolona z siebie. - Ze śmiesznym przegranym napisem, na przykład - Zamyśliła się na dłuższy moment, po czym zachichotała i podzieliła się swoim pomysłem: - “Łapinko, pragnę twojego ciała nagiego”

            Osunęła się po ścianie i usiadła na chłodnej, zakurzonej podłodze. Dlaczego uwierzyła, że już nie może być gorzej? W końcu zawsze może i to był najlepszy przykład: rzeka głupot przekształciła się właśnie w ocean debilizmo-kretynizmu i upokorzenia. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nic z tego co mówił nie wydawało się być aż tak nieprawdopodobne (chyba). Mimo to, o wiele łatwiej było powiedzieć przez zaciśnięte zęby:
            - Nie wierzę w ani jedno TWOJE SŁOWO!
            I tylko zobaczyć jego zachwycony uśmiech, kiedy kończył tę piekielną historię.

            - Nie przejdzie u nauczycieli - zauważyła przytomnie jedna z dziewczyn.
            - Co?
            - Nauczyciele się nie zgodzą.
            - Nauuczyycieeeleee - powtórzyła Jen mało przyjemnym tonem , który można było interpretować jako “jak zwykle wszystko psują”. Minęło kilka chwil zanim rzuciła bardziej stosowną propozycję: - “Łapinko, zrobię dla ciebie wszystko”.
            - “zrobię dla ciebie wszystko, tylko mnie pocałuj” - uzupełniła Kate. - Przez tydzień.

            - Dalszy ciąg znamy wszyscy - zakończył Syriusz, z uśmiechem patrząc na siedzącą pod ścianą przyjaciółkę: nogi miała podkulone, twarz ukrytą między kolanami. Dopiero po chwili podniosła głowę i spojrzała wprost na niego.
            - Ile z tego sobie zmyśliłeś?
            - Nic - doparł z prostotą i usadowił się obok niej na podłodze. - I wiesz co to oznacza?
            - Nie powinnam pić - odparła głucho, niewidzącym wzrokiem patrząc przed siebie.
            Od samego początku wiedziała, że, no cóż, tamten wieczór raczej nie był wieczorem przyzwoitych zachowań i rozsądnych wyborów, ale nawet w najgorszych koszmarach nie przypuszczała, że było z nią aż tak źle, że - spójrzmy prawdzie w oczy - stoczyła się na samiuteńkie dno.
            - A dlaczego? - Syriusz postanowił pociągnąć jej myśl.
            - Bo zaczynam wyga...
            - Mówić z sensem - wszedł jej w słowo. - Jak na przykład to, że zrobisz dla mnie wszystko, albo że pragniesz mojego nagiego...
            Skrzywiła się z obrzydzeniem i przytknęła dłonie do uszu.
            - Lalala! - zawyła głośno, zagłuszając jego słowa.
            Roześmiał się i popatrzył na nią z rozczuleniem. Nie znał nikogo, kto zachowywałby się jak kompletny kretyn w aż tak uroczy, kradnący serce i odłączający rozsądek sposób. Złapał ją za rękę, odciągnął od jej ucha i pocałował krótko wewnętrzną część jej nadgarstka. Jednak ona, zamiast spojrzeć na niego z pożądaniem i odpowiedzieć mu przynajmniej tym samym, popatrzyła na niego w taki sposób, że od razu wiedział, że nie chce usłyszeć co miała do powiedzenia.
            - Czy to już się liczy? - zapytał, wskazując brodą na jej koszulkę, niespodziewanie wywołując tym u niej uśmiech. Pstryknęła palcami. Przypomniał jej o czymś niezwykle istotnym.
            - No tak, nie widziałeś jeszcze tego.
            Podniosła się z miejsca i stanęła naprzeciwko niego, pod przeciwległą ścianą, po czym potarła znajdujący się na jej brzuchu napis. Przez chwilę nic się nie działo i już miał jakoś to skomentować, ale słowa zastygły mu na ustach i zostały wepchnięte z powrotem w gardło. Wyszczerzył zęby w uśmiechu, kontemplując jej zadowoloną minę i ten napis: “Syriusz Black, zrobię dla ciebie wszystko, tylko mnie pocałuj. W tyłek.”
            - Nie niewykonalne - zapowiedział w końcu, podnosząc się z miejsca.
            - Nawet się nie zbliżaj, zboczeńcu.



            Nogi niosły go same, jak gdyby najlepiej wiedziały gdzie, a raczej z kim, najbardziej chciał się w tym momencie znaleźć. Trzy minuty i już tam był.
            Duszne powietrze, będące niezbyt przyjemnym kontrastem dla ciepłego, pachnącego wiosną wiatru na zewnątrz, wypełnione było zapachem wilgotnej ziemi i nawozu. W cieplarni panował radosny gwar, jak zawsze podczas dodatkowych zajęć Profesor Sprout, która zarażała swoich uczniów entuzjazmem i miłością do zielarstwa. Przywitał nauczycielkę uśmiechem i wskazał brodą róg cieplarni, a ona odwzajemniła uśmiech, kiwnęła głową i powróciła do tłumaczenia czegoś dwóm pierwszorocznym.
            Podszedł do stojącej do niego tyłem dziewczyny i patrzył na nią bez słowa. Nie zauważyła go, oczywiście, że go nie zauważyła. W rękach miała ogromny sekator i zbyt zajęta była czajeniem się na gałęzie rosnącego w rogu krzewu, by zauważyć jego nadejście. Włosy miała związane w kucyk, górną połowę twarzy zasłaniały ochronne okulary. Remus bardzo szybko przekonał się dlaczego - gdy w końcu wprawnym ruchem odcięła jedną z gałązek, została ochlapana obrzydliwą mazią.
            - Fuj, Winkerbell! - odezwał się, marszcząc nos. - Ohyda. I pomyśleć, że ja się z tobą całowałem.
            Aż podskoczyła z zaskoczenia. Na oślep sięgnęła po różdżkę i błyskawicznie oczyściła zaklęciem ubranie i twarz, po czym zdjęła okulary i odwróciła się, witając go uśmiechem tak pięknym, że Lupin poczuł jak jego ciało zalewa fala ciepła.
            - Przyszedłeś mi ponarzekać? - Podparła się pod boki, patrząc na niego zaczepnie, ale cała wojowniczość uleciała z niej bezpowrotnie, a nogi zmiękły odrobinę, kiedy podszedł i pocałował ją w czoło.
            - Masz to paskudztwo we włosach - mruknął ze śmiechem, a ona odskoczyła od niego jak oparzona, zalewając się rumieńcem. Jeszcze jedno szybkie machnięcie różdżką.
            Remus wskazał brodą na krzew.
            - Co to właściwie jest?
            Uwielbiał ten jej błysk w oku, gdy zaczynała mówić o roślinach. Mówić w zaskakująco szybkim tempie.
            - Rozkoczka. Jej kwiaty mają masę zastosowań, choćby eliksir znieczulający, ale jeśli zgromadzi w sobie za dużo śluzu, będzie bezużyteczna, a ta tutaj jest wybitnie śluzogenna.
            - Śluzogenna? - powtórzył z rozbawieniem. - Fachowa terminologia, ratunku, gubię się.
            Pozwoliła sobie zignorować jego przytyki.
            - W każdym razie trzeba co jakiś czas jej pomóc. Chcesz spróbować?
            Uśmiechnął się krzywo.
            - A mogę po prostu popatrzeć?
            Przez chwilę patrzyła na niego bez ruchu, rozważając wszystkie za i przeciw jej chłopaka patrzącego jak wielokrotnie zostaje obryzgana śluzem w kolorze rzygowin. W końcu pokręciła sztywno głową.
            - Nie-e.
            Zachichotał.
            - Okej. To co mam robić? - zapytał, rozkładając ręce.
            - Załóż to - poinstruowała, zakładając mu na twarz okulary i wręczając sekator. - Wybierz gałąź i tnij.
            Remus popatrzył bezradnie na roślinę. Nie miał pojęcia jakimi kryteriami powinien się kierować, więc po prostu wskazał na pierwszą lepszą gałązkę, pytająco patrząc na dziewczynę. Rose pokręciła głową. 
            - Za młoda. Jeszcze zielona. 
            Niezrażony wskazał na inną, ale w opinii Rose okazała się być
            - Przesuszona.
            Obszedł krzew i wskazał na jeszcze inną.
            - Zbyt sękata.
            Wciąż nie tracąc cierpliwości, sekatorem trącił jej sąsiadkę.
            - Szkoda jej, ma dużo pączków. 
            - A ta?
            - Za długa.
            Kąciki jego ust zadrgały.
            - Tamta?
            - Za cienka.
            W końcu zerknął na nią przez ramię.
            - Robisz to specjalnie.
            - Nie - odparła automatycznie. Zachichotała. - No dobra, może trochę. - Podeszła do niego i położyła dłoń na jego ramieniu, wzrokiem przeszukując gałęzie. W końcu wskazała mu jedną z nich: - Tnij tamtą.
            Gdy była już pewna, że zaczaił się na odpowiednią, ze śmiechem uciekła na bezpieczną odległość, a Lupin wziął wdech, psychicznie przygotowując się do zostania ochlapanym. Delikatnie złapał gałązkę w kleszcze, przymknął oczy. Ciach!
            Rose aż zatoczyła się ze śmiechu.
            - Miała być jeeednaaa!
            Spazmatycznie łapała powietrze, podczas gdy Remus otarł z twarzy maź zapachem przypominająca olejek anyżowy i z obrzydzeniem strząsnął ją z dłoni. Zamykanie oczu podczas cięcia okazało się błędem - przypadkowo odciął też dwie sąsiadujące gałęzie i roślina opluła go od stóp do głów. 
            Rose nie mogła się uspokoić, aż do momentu, kiedy spostrzegła, że Remus powoli szedł w jej stronę z szatańskim uśmieszkiem na ustach. Uśmiech spełzł jej z twarzy.
            - O nie. Nienienienienienie - wymamrotała, doskonale wiedząc co oznacza jego mina.
            Szybkim krokiem, z lękiem oglądając się za siebie, uciekała przed nim lawirując pomiędzy uczniami i doniczkami z roślinami. Pani Pomfrey i kilkoro uczniów rzuciło im rozbawione spojrzenia. Niedługo potrwało zanim w końcu ją złapał i zamknął w ciasnym, paskudnie mazistym i cudownie ciepłym uścisku.
            Pokryty obrzydliwym śluzem, śmiejąc się do rozpuku i mając ją tak blisko siebie, zapomniał, że zbliża się pełnia.

 

            “Powiedzieli, że w przyszłym tygodniu będę już w domu”
            Peter wpatrywał się w to krótkie zdanie jak zahipnotyzowany.
            “w przyszłym tygodniu będę już w domu”
            Nigdy nie przypuszczał, że tak zareaguje na tę wiadomość. Wszechogarniająca ulga, wbrew wszelkim oczekiwaniom, nie zamieniła się w wybuch radości, euforię, szaleńczy taniec. Zamiast tego był przeszywający jego ciało dreszcz i tłukące się po jego głowie, pełne obawy pytanie: co dalej?
            Co dalej? 
            Dotrzymali swojej części umowy, teraz nadejdzie pora na niego. A on był przecież tylko zagubionym siedemnastolatkiem, przeciętnym w każdym calu: nie wyróżniał się na ani inteligencją, ani siłą, ani odwagą. Czego od niego oczekiwali? Jaką rolę miałby odegrać w tym wszystkim?
            - Czyżbyś dostał równie fatalną wiadomość? 
            Syriusz padł na fotel obok. W jednej ręce miał kopertę, w drugiej zapisaną drobnym pismem kartkę, a na twarzy niezbyt szczęśliwą minę.
            - Jaka jest twoja? - Jeśli była jedna rzecz, w której Peter jednak był dobry to było to na pewno to: odwracanie uwagi od siebie. Ukryty między popularniejszymi i głośniejszymi od siebie, nigdy nie rzucał się w oczy, a kiedy naprawdę chciał, ludzie dosłownie zapominali o jego istnieniu. Tym razem też podziałało bez zarzutu.  
            Syriusz skrzywił się.
            - Wujek Alfie nie żyje. 
            Wiadomość nadesłana od Andromedy przygnębiła go o wiele bardziej, niż dawał po sobie poznać. Alfard, brat jego matki, przepadał za Syriuszem i był jedyną osobą w rodzinie Blacków, poza samą Andromedą, z którą czuł jakąkolwiek więź. 
            - Nikt normalny się nie ostanie w tej przeklętej rodzinie - dorzucił kwaśno.
            Peter nie bardzo wiedział co powiedzieć.
            - Przykro mi.
            Syriusz mruknął coś niezrozumiałego.
            - Co z tobą? - zapytał, zerkając na Petera, jakby i on, dla odmiany, nie chciał być teraz w centrum uwagi.
            - Moja mama... - zaczął powoli, a Black zamarł. Chyba wolałby żeby Peter nie kończył. - Ona wyzdrowiała.
            Minęło kilka chwil zanim do Syriusza dotarł sens tych słów.
            - Poważnie? - zapytał, a gdy Peter kiwnął głową, uśmiechnął się szeroko. - Pete, to fantastyczna wiadomość!
            Przynajmniej on umiał się z tego cieszyć.



            - Panno Johnson? - Głos profesor McGonagall nie miał w sobie zwykłej, ostrej nuty, ale i tak sprawił, że Jennifer drgnęła. Odwróciła się i spojrzała na nauczycielkę z uprzejmym uśmiechem, a kobieta zerknęła na naszyty na koszulę od mundurku napis, ściągnęła na moment usta, ale nie powiedziała nic na ten temat. - Profesor Dumbledore chce cię widzieć w swoim gabinecie.
            Dziewczyna zmarszczyła brwi. Czego mógł od niej chcieć Dumbledore? 
            - Stało się coś złego? - zapytała. Nauczycielka pokręciła głową. - Ja coś zrobiłam?
            - Profesor chce z tobą porozmawiać, to wszystko - mruknęła McGonagall, trochę zirytowana. Dalszą drogę do gabinetu pokonały bez słowa.
            Dopiero stojąc pod jego drzwiami Jen zdała sobie sprawę, że ma na koszuli naszywkę, w której lepiej nie pokazywać się dyrektorowi. Wyjęła z kieszeni różdżkę. Może nie było to w stu procentach fair, ale do diabła z tym, Kate pierwsza zagrała nie fair sprzedając Syriuszowi - i nie wiadomo komu jeszcze - historię (podkoloryzowaną, na pewno) jej pijackich wybryków. Rzuciła zaklęcie, lecz była zbyt poddenerwowana by zrobić to poprawnie i jej koszula głosiła teraz hasło: “Syriusz, pocałuj tyłek”. Usłyszała, jak Dumbledore woła ją po imieniu przez drzwi. Spanikowała. Jeszcze jedno zaklęcie. (Słodki Merlinie, co do cholery?!) Drzwi otworzyły się na oścież. Podniosła wzrok, a gdy zobaczyła uśmiechniętą twarz dyrektora zrozumiała, że nie miała wyboru. Wzięła głęboki wdech i weszła do jego gabinetu, w koszuli dumnie głoszącej światu: “wszystko w tyłek”.

10 komentarzy:

  1. hahahahaahaha, świetne! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja mogłabym tak czytać i czytać ;D. W końcu doczekałam się nowego rozdziału ;). Moja koleżanka ostatnio także stwierdziła, że więcej nie będzie pić, bo nie pamiętała jakiejś części z ostatniego wieczoru ;P. Za to nasza Jen poszła na całego i chyba raczej tego żałuje :P. W sumie nie można do końca wierzyć Kate, więc mogła coś podkoloryzować, z drugiej jednak strony Jenny z wcześniejszych opowiadań Blacka trochę przeholowała, więc nie musiało to być do końca kłamstwo. Nie można też stwierdzić, czy nasza Jennifer mówi prawdę, na którą nie miała odwagi, kiedy więcej wypije, bo może także mówić bzdury, ale która odpowiedź jest prawidłowa, to już powinna wiedzieć Jenny. Z pewnością sprawiłaby radość Syriuszowi, kiedy okazałoby się, że ona także żywi do niego jakieś uczucia. Zadziwiające było to, że żaden z jej przyjaciół nie rozmawiał z nią o tym zakładzie skoro mówiło się o nim po między uczniami. Wracając do Syriuszowego ideału kobiety: może on wcale nie potrzebuje takiej, o jakiej mówił, ale dziewczyny, która potrafi być dla niego niedostępna, nie śliniąca się na jego widok i zabawna z głupimi pomysłami, jakie to on często miewa. Nie wydaję mi się, aby Kate jakoś szczególnie sprawiało radość patrzenia na Syriusza, oplatającego Jenny, a to właśnie wyszło z tej sytuacji. Kto jest górą? Jen!:P Mimo tego, że musi nosić koszulkę z tak kretyńskim napisem. Ale lepsze to niż dawanie fałszywych nadziei swojemu przyjacielowi. Przecież wiadome było, że jeżeli coś do niej czuł, to mimo tego zakładu ten pocałunek z pewnością by dla niego coś znaczył, a może nawet żałował, że Jenny zrobiła to jedynie dla zakładu. Co do Pearl to kogoś bardzo mi przypomina, kogo znam w realnym życiu ;). Lubię takie osoby. Mnie troszkę zadziwia fakt, że chłopaki jednak czytają książki, ale to może dlatego, że w większości się słyszy, że to bardziej dziewczyny, a chłopaki się do tego nie przyznają. Zastanawia mnie co też może chcieć od Jenny pan dyrektor?:P Czyżby chodzi o napis na koszulce, a może widział, że Jenny coś piła?:D Właśnie, jak oni się z tym ukrywają? Nikt ich nie przyłapał? Co do Rose i Remusa, aż się uśmiech pojawia na ustach, kiedy się o tym czyta. Są tak uroczy. I te rumieńce Rose ;). No nie powiem, żeby im się za ciekawa roślinka trafiła do niszczenia, a raczej Rose ;P. Nieźle się ubawiła z własnego chłopaka, któremu kazała się zastąpić. No też ją można zrozumieć: co tylko ona ma się brudzić, a potem nie czuć się komfortowo przy swoim chłopaku? Co do całowania i tego widoku Rose, która już została "obrzygana" przez roślinkę to na pewno się dziewczyna myła, więc nie ma co się obawiać :D. Oj, ale kiedy ktoś się zdenerwuje, a zwłaszcza chłopaki, to najlepiej uciekać jak najdalej ;D. Dobrze, że on zapomina o tym dniu przez, który jest smutny i to właśnie dzięki swojej dziewczynie ;). Nic dziwnego, że trudno mu o tym powiedzieć, bo przecież nie wie jak zareaguje Lily. Pozdrawiam, Olka ;) (granice-sprawiedliwosci)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie,no...mogłabym czytać bez końca :D Super,podoba mi się :d Jak już ktoś ujął "Jen poszła na całego". Idealnie oddałaś charakter McGonagall. Podobają mi się Twoje opisy,postacie przez Ciebie wykreowane również niczego sobie :D
    Czekam na następny rozdział i będę wpadać

    Weny,
    Jennifer Riddle
    [huncwoci-i-lily-evans.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  4. powiedz mi, czy Ty już nie informujesz o nowych notkach? :<

    Naprawdę, zaskoczyć Syriusza - already priceless xD podziwiam Jen, że mimo wszystko wyszła z dormitorium w tej koszulce. Hahaha. Naprawdę, nieźle się uśmiałam :D
    Cóż, chyba rzeczywiście lepiej było dla Jen, że nie wiedziała co dokładnie mówiła podczas tamtej libacji ;) kocham ich rozmowy <3

    Remus, ah, Remus. Zawsze miałam do niego słabość. Dobrze, że chociaż na chwilkę mógł zapomnieć o pełni, a zająć się dziewczyną oraz... eee, rozprzestrzenianiem mazi? ;)

    Oh. Czyżby Peter już nawiązał kontakt z Ciemną Stroną Mocy? Na to wygląda, bo w innym razie raczej ucieszyłby się z uzdrowienia jego matki... Prawda? Oh, biedny Peter, biedny, głupi Pettigrew... Po co się w to pakowałeś...

    Dumbledore, znając co, nieźle się uśmieje z jej napisu;) no worries here.

    Czekam na cd. Fajnie, że zrobiłaś sondę, już zdążyłam zagłosować ^^
    PS zaczynam zastanawiać się, czy nie przenieść się na blogspota jak Ty, bo blog.pl koszmarnie mnie irytuje. Naprawdę, zmiany na gorsze.

    PPS zapraszam na nowy rozdział www.the-reason-to-cry.blog.onet.pl :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Twoja historia jest taka oryginalna.. Naprawdę!! Jestem zachwycony...
    Kiedy tylko pojawi się nowy rozdział napisz proszę na moim blogu:
    http://w-milosci-kazdy-krok-ma-znaczenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Mogłabyś mnie informować?Błagam!Nie wiem co jest takiego w twoim blogu,ale wszystkie rozdziały przeczytałam w ok. 1,5 godziny.Loveloevelove <3
    Powiadom mnie na:
    lily-i-james-labirynt-zycia.blogspot.com
    Lilka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Super, super, super
    chociaż Jen i Syriusz pasują do sb :3 i mogli by być together, ale nie jest to moja decyzja, bardzo mi się podoba ten blog, przeczytałam wszystkie rozdziały. ;_;

    Pozdrawiam
    Rudy
    http://life-of-jily.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Niesamowicie piszesz..
    Przeczytałam całego bloga ii nie mogę doczekać się następnych notek!
    Wszystko jest opisane z ciekawej perspektywy, uwielbiam twoją główną bohaterkę .. ! ;D
    Urocza, zabawna i zadziorna Jen pewni niejednemu czytelnikowi podbiła serce..
    Zapraszam do mnie, oraz jakbym mogła prosić o informowanie mnie o nowych notkach byłabym wdzięczna :
    www.magia-za-rogiem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Hahahahahahahaahah ostatni fragment mnie tak powalił,że nie mogłam przestać sieśmieć dobre 10minut!
    SWIETNe,hahaha :D

    OdpowiedzUsuń